Zgodnie z oczekiwaniami pojedynek Michaela Phelpsa z Miloradem Cavicem na 100 m stylem motylkowym był ozdobą siódmego dnia pływackich mistrzostw świata w Rzymie. Serb zapowiadał wzięcie rewanżu na Amerykaninie za porażkę w finale igrzysk olimpijskich, gdzie przegrał o 0,01 sekundy. Po pasjonującym finiszu w "Wiecznym Mieście" ponownie triumfował jednak Phelps.
Cavic prowadził od skoku do wody i wydawało się, że niezagrożony wygra zawody z nowym rekordem świata. Ostanie 25 metrów należało jednak do Amerykanina, który nie płynął w ultranowoczesny stroju - kilkoma mocnymi ruchami wyprzedził rywala i poprawił rekord globu, który od piątku należał do Serba - uzyskał 49,82. Cavic również złamał granicę 50 sekund - ściany dotknął po 49,95 s, ale musiał zadowolić się srebrnym medalem i rekordem Starego Kontynentu.
- Nie będę zaprzeczał, że komentarze Milorada przed wyścigiem dobrze wpłynęły na moją motywację. Uwielbiam tak zaostrzoną rywalizację - powiedział po wyścigu Phelps. Amerykanin, po ujrzeniu czasu, długo dawał upust swojej energii oraz złości, krzycząc i wzburzając wodę. Przed wyścigiem bardzo pewny siebie Cavic proponował rywalowi prezent w postaci superkostiumu firmy Arena. Amerykanin nie skorzystał z tej oferty.
- No cóż - to Michael Phelps. To on jest najlepszy na pływalni. Po wyścigu spojrzał na mnie i się uśmiechnął - on o tym wie - ocenił Cavic.
O najlepsze wyniki w historii postarali się dzisiaj w Rzymie także Kirsty Coventry z Zimbabwe w finale 200 m stylem grzbietowym (2.04,81), Brytyjczyk Liam Tancock w półfinale 50 m stylem grzbietowym (24,08) oraz chińska sztafeta 4 x 100 m stylem zmiennym (3.52,19). Łącznie liczba rekordów świata wzrosła do 39.