Belgowie nawarzyli piwa

On dwa razy zlekceważył obowiązek informowania o miejscu pobytu i raz nie poddał się kontroli.

Publikacja: 10.11.2009 00:15

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/11/10/karol-stopa-belgowie-nawarzyli-piwa/]Skomentuj[/link] [/b]

Ona trzykrotnie, mimo specjalnych wezwań, nie zalogowała się do komputerów WADA (World Anti-Doping Agency), zatem zatarła za sobą ślady i nie dała szansy ludziom z lotnych brygad. Przewidywaną reprymendę i tradycyjne pogrożenie palcem nieoczekiwanie zastąpiła kara rocznej dyskwalifikacji. Do dwójki belgijskich winowajców nagle dotarło, jakiego piwa sobie nawarzyli. Dla 29-letniego Xaviera Malisse wyrok Flamandzkiego Trybunału Antydopingowego oznacza właściwie zakończenie kariery. Młodsza o dziesięć lat półfinalistka US Open Yanina Wickmayer w ciągu jednego dnia opuściła turniej mistrzyń na Bali, a za rok od zera musi zacząć rankingową wspinaczkę.

Na początku sezonu media brytyjskie i hiszpańskie wyciskały łzy opisywaniem kłopotów Andy’ego Murraya i Rafaela Nadala. Herosi tenisa skarżyli się na „obrzydliwe metody” agentów od dopingu. Mówili o przeprowadzanych po wielekroć kontrolach, wizytach w dokuczliwych porach dnia i nocy, nękaniu przed długimi podróżami lotniczymi albo tuż po. Tak po ludzku należało współczuć wielkim sportowcom, ale z drugiej strony przecież ci młodzi ludzie, stając do wyścigu o sukces i wielkie pieniądze, automatycznie zobowiązali się przestrzegać kilku prostych reguł. Jedna z nich, wymyślona jeszcze przez starożytnych, mówi, że rywalizacja powinna mieć uczciwy charakter. Niestety, akurat starożytni jako pierwsi tę zasadę złamali.

Przed 15 laty, w Melbourne, rozmawiałem o wspomaganiu w tenisie z moim znajomym, nieżyjącym już polskim fizjoterapeutą Waltem Landersem. Pytałem człowieka, który pracował z gwiazdami kortów i znał kulisy sportowych szatni, dlaczego forma całej hiszpańskiej czołówki charakteryzuje się taką zaskakującą zgodnością wahnięć. Walt najpierw wyśmiał moje podejrzenia i twierdził stanowczo, że żadnego dopingu w tenisie nie ma. Pół roku później, w Wimbledonie, usłyszałem, że może jednak mam rację: „Wiesz, oni się dość dziwnie zachowują – mówił.

– Widziałem, jak biorą nieznane mi środki, a te fiolki, ampułki i strzykawki obok toreb z rakietami wyglądają co najmniej podejrzanie”.

Od tamtej rozmowy zmieniło się jedno. W sposób zasadniczy wzrosło nasze przekonanie, że doping jest wszechobecny. Niestety, zmalała mocno, zamiast się powiększyć, wykrywalność procederu. Władze tenisowych organizacji za długo zachowywały się w sposób typowy dla sportowych działaczy. Udawano, że zabronionego wspomagania nie ma, albo zamiatano pod dywan przypadki takie jak

Andre Agassiego, kiedy obowiązkiem było nagłośnienie ku przestrodze. Dziś na kortach obowiązuje kurs zaostrzony. Obrywają nawet ci, którzy niekoniecznie coś wzięli. Wystarcza brak podporządkowania rygorom kontroli.

Teraz pewnie do akcji – jak w głośnej pół roku temu sprawie Francuza Richarda Gasqueta – wkroczą zastępy belgijskich dobrych wujków. Bo na doping reagujemy jak, na korupcję. Wszyscy są przeciw, pod warunkiem że nie chodzi o kogoś z naszych.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?