Turniej Super Six w którym sześciu najlepszych pięściarzy tej kategorii bije się o zwycięstwo i worek dolarów nabiera tempa. Kessler, który w grudniu stracił pas WBA przegrywając w Kalifornii z Amerykaninem Andre Wardem wraca do gry w dobrym stylu po tym jak rozprawił się w sobotę z pewnym siebie i niepokonanym Frochem.
Anglik miał kłopoty z dotarciem na miejsce walki w przepisowym czasie z uwagi na chmurę wulkanicznego pyłu, która sparaliżowała niebo nad Europą. Dzięki pomocy tabloidu „The Sun", który wynajął na jego potrzeby mały odrzutowiec przyleciał nim do Flensburga w północnych Niemczech, a stamtąd znany duński kierowca, John Nielsen, zwycięzca wyścigu 24 godziny w Le Mans w 1990 roku zawiózł go do Herning.
Pojedynek tych dwóch utytułowanych pięściarzy był pasjonujący. Froch nie dotrzymał obietnicy, że znokautuje Kesslera. Robił co mógł, prowokował, kilka razy mocno trafił Duńczyka, ale w przekroju 12 rund był słabszy. Sędziowie punktowali 117:111, 116:112, 115:113 (wszyscy dla Kesslera) i prawdę mówiąc dziwi stanowisko „Kobry” z Nottingham, który uważa, że był lepszy.
Na pewno ma twardszą głowę, stalowe mięśnie brzucha, świetną kondycję i waleczne serce, ale wszechstronniejszym pięściarzem, czy to się komu podoba czy nie, jest mieszkający w Monaco Duńczyk. Ale Froch nie ma co narzekać. Jego postawa w Super Six, czy wcześniejsze wygrane z Kanadyjczykiem Jeanem Pascalem i Amerykaninem Jermainem Taylorem sprawiły, że stał się rozpoznawalny na całym świecie. Ma też piękną narzeczoną, modelkę Rachael Cordingley, niedługo zostanie ojcem, a turniej dla najlepszych sześciu pięściarzy wagi super średniej dopiero się rozkręca, więc wszystko przed nim. Jeśli pokona w kolejnej walce innego twardziela i króla nokautu, mieszkającego w Niemczech Ormianina Artura Abrahama, to będzie o nim jeszcze głośniej.