Wisła przegrała w Nikozji, a w sobotę u siebie z Lechią. Śląsk walczył w Timisoarze do ostatniej minuty, a w niedzielę przegrał z Widzewem. Dziś gra Legia i choć nie bardzo mogę sobie wyobrazić, że zespół, który pokonuje Spartaka, może przegrać z ŁKS w Łodzi, to jednak niczego wykluczyć nie można.

Wisła zebrała sporo pochwał za rozsądny sposób budowania drużyny. Wszystko jest w tym klubie poukładane, zagraniczni piłkarze na miarę możliwości finansowych, a trener i dyrektor sportowy to absolwenci poważanej holenderskiej szkoły. I niby wszystko jest w porządku, poza tym, że z pięciu meczów ligowych nowego sezonu mistrzowie Polski wygrali zaledwie jeden.

Nie udało się obliczyć, jaki wpływ na wynik drużyny ma jej trener. 10 procent, 20 czy więcej? Można zaryzykować twierdzenie, że Pep Guardiola jako trener Podbeskidzia chyba nie podbiłby Europy, ale Barcelona z Bogusławem Baniakiem też raczej nie.

Maciej Skorża pracuje w Legii tylko dlatego, że klub nie porozumiał się z Vladimirem Weissem. Do drużyny doszło dwóch piłkarzy – Michał Żewłakow i Danijel Ljuboja, zaczęła wygrywać, i nagle bohaterem został trener, którego wiosną nikt nie chciał bronić.

Paweł Janas jest dobrym fachowcem, ale prowadzony przez niego Bełchatów, złożony z zawodników klasy średniej, przegrał cztery z pięciu meczów. Radosław Mroczkowski, trener o dokonaniach nieporównywalnie mniejszych od sukcesów Janasa, został trenerem Widzewa dość nieoczekiwanie, a prowadzi go jak rutyniarz. Widzew stał mi się bliższy, od kiedy nie ma w nim trenerów o nazwiskach dobrze znanych prokuraturze.