Faworytem będzie Filipińczyk. 33-letni Pacquiao (53 zwycięstwa, trzy porażki, dwa remisy) ma zagwarantowane za ten pojedynek 22 mln dolarów i procent od wpływów z pay-per-view. 38-letni Marquez (39 wygranych, pięć porażek i jeden remis) zarobi 5 milionów.
Amerykanie porównują trzeci pojedynek Pacquiao – Marquez, który odbędzie się w MGM Grand w nocy z soboty na niedzielę (polskiego czasu), z walkami Joe Fraziera z Muhammadem Alim. Zmarły kilka dni temu Frazier (pogrzeb w poniedziałek) podobnie jak Marquez uważał, że żadnej walki z największym rywalem nie przegrał.
Faktycznie, dwa poprzednie pojedynki Pacquiao z Marquezem były wyrównane. Pierwszy, w 2004 roku, zakończony remisem pozwolił zatrzymać Marquezowi tytuły mistrzowskie organizacji WBA i IBF w wadze piórkowej. To była nieprawdopodobna wojna. Meksykanin padał w pierwszej rundzie trzy razy na deski i się podnosił. Co więcej, jeden z sędziów dał mu w tej walce wysoką wygraną – 115:110. Cztery lata później, też w Las Vegas, wygrał Filipińczyk, ale decyzja sędziów była niejednogłośna. Stawką był wtedy pas organizacji WBC w wadze superpiórkowej. Teraz Pacquiao i Marquez walczyć będą o tytuł mistrza świata organizacji WBO w kategorii półśredniej należący do Filipińczyka.
Pacquiao to najlepszy pięściarz bez podziału na kategorie wagowe, mistrz świata w ośmiu kategoriach. Od czasu ostatniej walki z Marquezem wygrywał z gigantami. Zmusił do poddania Oscara De La Hoyę, znokautował Ricky Hattona, Miguela Angela Cotto, zmiażdżył Antonio Margarito i przestraszył Shane'a Mosleya, który po kilku potężnych bombach nie miał ochoty na otwartą konfrontację z Mannym.
Filipińczyk to teraz znacznie lepszy pięściarz niż podczas dwóch poprzednich walk z Marquezem. Zmienił ustawienie w ringu, lepiej się porusza, a jego prawa ręka jest równie niebezpieczna jak lewa. Walczy mądrze, czeka na błędy rywala, jego uderzenia mają miażdżącą siłę.