Trener Ottmar Hitzfeld, pewny zwycięstwa, zdjął z boiska kilka minut przed końcem meczu Lothara Matthaeusa. Może gdyby Niemiec został, przytrzymałby piłkę, aby jak najkrócej mieli ją Anglicy. Tak się nie stało, ludzie Aleksa Fergusona ruszyli dwa razy do ataku, strzelili dwie bramki w doliczonym czasie i zwyciężyli. Podczas mundialu w Meksyku (1970) podobny błąd w meczu z Niemcami popełnił trener Anglii Alf Ramsey. On z kolei chciał oszczędzić siły Bobby'ego Charltona. Anglia pozbawiona lidera przegrała i odpadła z turnieju.
Kiedy Orest Lenczyk na minutę przed końcem meczu Widzew – Śląsk zdejmował z boiska Sebastiana Milę, przypomniały mi się tamte przykłady sprzed lat. Może Mila w ciągu 90 sekund w ogóle nie dostałby piłki, ale może, gdyby ją miał przy nodze, pozbawiłby Widzew szansy na kontratak.
Historia futbolu pełna jest takich sytuacji, które, jeśli nawet nie wpływają na wynik, powodują u trenerów bezsenne noce. Co by było, gdyby. Śląsk w dwóch tegorocznych meczach zdobył tylko jeden punkt, Legia – sześć i to ona teraz prowadzi.
Chyba już do końca o pierwsze miejsce walczyć będą właśnie te drużyny. Nie bardzo wierzę w kolejne zwycięstwa Korony i Polonii. Już prędzej w odrodzenie Wisły z nowym trenerem Michałem Probierzem i w Ruch z Waldemarem Fornalikiem.
W ŁKS w meczu z Legią grało ośmiu byłych reprezentantów Polski (Bogusław Wyparło, Wojciech Łobodziński, Marek Saganowski, Maciej Iwański, Marcin Mięciel, Grzegorz Bonin, Seweryn Gancarczyk, Antoni Łukasiewicz) i trzech uczestników mistrzostw Europy (Łobodziński, Saganowski oraz Austriak albańskiego pochodzenia Ronald Gercaliu). Na papierze to jest więc całkiem niezła drużyna, na boisku już tak dobrze nie jest.