W tym klubie nie widać ręki gospodarza. Nawet nie wiem, jak się nazywa prezes Korony, i czym on się zajmował, nim stał się specjalistą od futbolu. Ale fakt, że zwolnił dobrego trenera i kupił (chyba na wyprzedaży) anonimowego Hiszpana, nie świadczy dobrze o jego kompetencjach.

Ciekawe, jak taki proces zmiany trenera przebiega. Zakładam, że prezes klubu nie ma rozeznania na europejskim rynku szkoleniowców. Ktoś mu pomaga. Może to być dyrektor sportowy, zwykle w przeszłości piłkarz albo menedżer. To moja ulubiona kategoria ludzi działających w futbolu. W większości mistrzowie kitu myślący wyłącznie o własnym interesie. Prowadzą handel obwoźny piłkarzami, dobrze żyją z trenerami (nimi też handlują). Wciskają klubom zawodników nienadających się do niczego. Zaprzyjaźnieni trenerzy wstawiają ich do drużyny, piłkarze uzyskują status ligowców, dzięki czemu stają się drożsi. Menedżer ich sprzedaje i dzieli się kasą z trenerem. Druga wersja tego procederu wygląda tak, że menedżer załatwia pracę trenerowi, pod warunkiem że ten będzie promował jego (zwykle zagranicznych i kiepskich) zawodników.

Oczywiście mówię o przeszłości, bo zarówno tego rodzaju proceder, jak i korupcja zostały w naszym kraju wyplenione. Przypadek Korony świadczy więc nie o braku uczciwości, tylko kompetencji. Prezes wybiera trenera, który zwolnionemu poprzednikowi do pięt nie dorasta. Mało tego, buntują się przeciw tej decyzji zawodnicy. Jeden z nich, Tomasz Lisowski, protestuje głośniej, więc znajduje się na niego jakieś kwity i wysyła do rezerw. A kiedy zbliża się mecz z Legią i pół drużyny z różnych powodów nie nadaje się do gry, Lisowski, który miał już odejść z Kielc, wraca na boisko. Oto dzisiejsza Korona. Jak się na to patrzy, to się kielecki scyzoryk otwiera w kieszeni.

I żeby było weselej, taka drużyna wbija trzy bramki Legii, która jedzie na mecz do Rzymu.