Czekam na śmiałka

W Pekinie podczas igrzysk żaden ze sportowców nie krzyknął „Niech żyje wolny Tybet" i w Soczi też raczej nie krzyknie „Precz z Putinem".

Publikacja: 13.12.2013 19:14

Mirosław Żukowski

Mirosław Żukowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Karta Olimpijska, którą od czasów Pierre'a de Coubertina zmodyfikowano w tylu miejscach, że już w niczym nie przypomina oryginału, pod jednym względem jest niezmienna: jakiekolwiek manifestacje polityczne czy światopoglądowe są zabronione pod groźbą usunięcia z igrzysk.

Ostatnia spektakularna polityczna manifestacja sportowców miała chyba miejsce w Meksyku w roku 1968. Tommie Smith i John Carlos stojąc na podium unieśli w górę pięści w czarnych rękawiczkach na znak poparcia dla Czarnych Panter.

Zostało po tym jedno z najsłynniejszych sportowych zdjęć XX wieku. Ale pamiętam też drugie, zrobione nazajutrz: biały jegomość w kowbojskim kapeluszu pokazuje medalistom drzwi, a oni, patrząc w ziemię, opuszczają wioskę olimpijską. Od tamtej pory na świecie zmieniło się wszystko, ale gdyby dziś ktoś poszedł w ślady amerykańskich sprinterów, zgodnie z Kartą Olimpijską, czekałby go taki sam los.

O medale igrzysk walczą w naszych czasach zawodowcy zarabiający miliony, Międzynarodowy Komitet Olimpijski sprzedaje ten spektakl jak Hollywood filmy, ale aktor na wręczeniu Oscara może mówić, co chce, a sportowiec po zdobyciu złotego medalu nie może na konferencji prasowej powiedzieć, że Putin to despotyczny homofob. Nie wiem, ilu ze sportowców chciałoby to uczynić, przypuszczam, że łatwiej byłoby o protest w sprawach obyczajowych niż politycznych, ale tego w Soczi raczej się nie dowiemy.

Najbardziej irytujące jest to, co MKOl i gospodarze już w Pekinie zaproponowali zamiast wolności słowa, a teraz Rosjanie w Soczi chcą pójść w ich ślady. Chińczycy wyznaczyli specjalne miejsca, gdzie każdy mógł mówić, co mu się podobało, daleko od miasta i pod czujnym okiem bezpieki. Chętnych prawie nie było. W Soczi ma być lepiej – enklawy wolnego słowa położone będą bliżej centrum. Rosyjskie władze już dziś gwarantują bezkarność w stylu Hyde Parku, gdzie w wyznaczonym miejscu od lat występują malowniczy odmieńcy mogący głosić dowolne idee, byle nie krytykowali brytyjskiej monarchii.

Pomysł, by w ten sam sposób skanalizować potencjalnych olimpijskich wolnomyślicieli, jest absurdalny, właściwie dla olimpijczyków obraźliwy i MKOl nie powinien tej idei popierać. Ale dla tego koncernu myślący zawodnik to kłopot, on ma przyjechać, mówić pięknie o święcie sportu i młodości, zdobyć medal, przekuć go w nowy kontrakt ze sponsorem i nie zawracać głowy tym, co mu w duszy gra.

Większość olimpijczyków wpisuje się w ten scenariusz, ale z ciekawością czekam, aż ktoś się wyłamie w sprawie poważnej, istotnej dla przyszłości świata. I to nie byle kto, lecz gwiazdor. Bardzo mnie interesuje, czy odebraliby mu medal, wyrzucili z wioski jak Carlosa i Smitha? Czy władcy olimpijskich kółek poczuliby się przynajmniej zakłopotani? Po której stronie stanęłyby media?

Pytań jest wiele, czekam na śmiałka.

Karta Olimpijska, którą od czasów Pierre'a de Coubertina zmodyfikowano w tylu miejscach, że już w niczym nie przypomina oryginału, pod jednym względem jest niezmienna: jakiekolwiek manifestacje polityczne czy światopoglądowe są zabronione pod groźbą usunięcia z igrzysk.

Ostatnia spektakularna polityczna manifestacja sportowców miała chyba miejsce w Meksyku w roku 1968. Tommie Smith i John Carlos stojąc na podium unieśli w górę pięści w czarnych rękawiczkach na znak poparcia dla Czarnych Panter.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?