Niemiec został przewodniczącym w 2013 roku, a jednym z pierwszych, którzy pospieszyli wtedy z gratulacjami, był Władimir Putin, co pokazuje, jak wiele się od tamtego czasu zmieniło. Bach szefował ruchowi olimpijskiemu w świecie skomplikowanym. Ugruntował pozycję MKOl-u jako najbogatszej pozarządowej organizacji świata, skupiając jednocześnie dużą władzę w rękach niewielu.
Kiedy wygrał wybory, „Der Spiegel” pisał o zwycięstwie „adwokata potężnych” oraz „człowieka ze słomy”, a „Suddeutsche Zeitung” nazwała go „Władcą Pierścieni”. On przyjmował te ciosy i milczał. To taktyka, której używał później wiele razy. Niewykluczone, że jeszcze po nią sięgnie, bo choć wybory jego następcy odbędą się 20 marca, to Bach pozostanie na czele MKOl-u do 24 czerwca.
Czytaj więcej
Stany Zjednoczone w ciągu trzech lat zorganizują piłkarski mundial oraz letnie igrzyska olimpijsk...
Thomas Bach i MKOl. Obiecał orkiestrę, zostawia korporację
Zastąpił Jacquesa Rogge’a, czyli belgijskiego chirurga oraz żeglarza, który uchodził za człowieka dialogu. Choć obiecał, że będzie dyrygował MKOl-em niczym orkiestrą – niektórzy odwołanie do Jana Sebastiana Bacha odczytali jako objaw megalomanii – zamienił go w korporację, ale czy można było się spodziewać czegoś innego po absolwencie prawa i nauk politycznych uniwersytetu w Wurzburgu, który reguł sportowego biznesu uczył się pod okiem szefa Adidasa Horsta Dasslera?
Zaczynając kadencję, Bach nie był już tylko byłym florecistą, mistrzem olimpijskim w drużynie (1976), który bez skutku lobbował u kanclerza Helmuta Schmidta, aby sportowcy z RFN mogli wystartować w igrzyskach w Moskwie (1980), lecz także wiceprzewodniczącym MKOl-u, protegowanym poprzedniego szefa ruchu olimpijskiego Juana Antonio Samarancha oraz człowiekiem polityki i wielkich pieniędzy.