Haruj, biegnij, reflektory potem

Marcin Gortat o nowych celach w życiu i powstaniu Związku Zawodowego Koszykarzy w Polsce, którego jest prezesem.

Aktualizacja: 26.06.2019 20:08 Publikacja: 26.06.2019 18:53

Haruj, biegnij, reflektory potem

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Kolejny rok campów, drugi raz z rzędu w Warszawie. Podobno burmistrzowie walczą, żeby was u siebie przyjąć?

Wielkie podziękowania dla burmistrza Wilanowa, bo dzięki zaangażowaniu dzielnicy masa dzieciaków mogła potrenować, a ludzie przyjść na trybuny. Wróciliśmy rok po roku do stolicy po bardzo długiej przerwie, współpracujemy z dzielnicami. Pojawiło się dużo utalentowanych dzieci, ciężko było wybrać zwycięzcę nagrody MVP.

Na NBA Junior Clinic było wielu młodych ludzi, którzy ćwiczyli z wielkim zapałem...

Campy są dla wszystkich, a klinika dla dzieci, które już coś potrafią. Prosimy, by rodzice nie byli źli, że ich dziecko się nie dostało, ale ściągamy tam dzieci, które już grają w koszykówkę, a nie chciałyby tylko sobie pobiegać przez dwie godziny i porzucać z Marcinem Gortatem. Takie są reguły NBA Junior Clinic. Tradycyjnie campy skończymy meczem Gortat Team vs Wojsko Polskie 13 lipca w Łodzi, w Atlas Arenie. Najlepsi uczestnicy campów wystąpią w przerwie tego spotkania i oczywiście pojadą do USA. Dodatkowo zwycięzca Skills Challenge w nagrodę dołączy do mojej drużyny gwiazd Gortat Team i wystąpi u mego boku na parkiecie.

W trakcie drużynowego pojedynku rzutowego mówił pan: wystawcie lepszych strzelców na początek kolejki. Takie rady są równie ważne jak technika?

Na tym polega boiskowe cwaniactwo. Doświadczeni zawodnicy tak robią. W trakcie meczu też starasz się upraszczać zadania, szukasz najłatwiejszego obrońcy: najniższego, najchudszego, najwolniejszego. Tak się wygrywa spotkania. Gra polega na tym, żeby odnaleźć słabości przeciwnika.

Dla zrobienia kariery nie trzeba być trochę samolubnym? Wszystkie światła na mnie?

Trzeba być, ale niech się to objawia w tym, że przychodzisz samotnie na trening o 6 rano. Jeśli spróbujesz być kozakiem, gdy patrzy 10 tysięcy ludzi, dostaniesz piłkę do ręki i rzucisz tak, że piłka nawet nie dotknie obręczy, to znaczy, że jesteś bezmyślny. Najpierw udowodnij, że potrafisz grać. Przyjdź na poranny trening i haruj dwie, trzy godziny, kiedy nikt nie patrzy, nie ma zdjęć, mikrofonów, nikogo do podania piłki. Jeśli wtedy wychodzą zagrywki, to powinno się udać i przy pełnych trybunach.

Najwięksi tak właśnie robią?

Oczywiście, że tak. Największe gwiazdy nie muszą informować, że są na treningu. Nie uważam się za gwiazdę, ale robiłem tak samo. Nikt nie wiedział, gdzie ćwiczę. Nie czekały na mnie media, nie robiłem zdjęć z lewego i prawego profilu, żeby je wrzucić na media społecznościowe. To była ostatnia rzecz, o jakiej myślałem. Potrzebowałem ciszy i spokoju. Brałem dwóch, trzech zawodników do pomocy, żeby móc intensywniej ćwiczyć i lepiej wykorzystać czas. Z wysokim przepychałem się pod koszem, niski krył mnie na obwodzie. Podczas zajęć na campie oraz NBA Junior Clinic pokazaliśmy dzieciakom kilka ruchów, ćwiczeń. Teraz wszystko zależy od nich: ile razy to powtórzą, będąc sami na orliku, w sali gimnastycznej?

Pomówmy o pana przyszłości. W wywiadzie dla portalu sportowefakty.wp.pl powiedział pan jasno: za minimalny kontrakt dla weterana grał nie będę.

Myślę, że nie ma takiej potrzeby. Ważniejsze jest moje zdrowie. Proszę mi wierzyć, że już nie jest tak łatwo, boli wiele miejsc na moim ciele. Są dla mnie teraz istotniejsze rzeczy w życiu i koszykówka schodzi na drugi plan. Ale jeżeli dostałbym odpowiednią rolę w zespole, to kto wie? Może bym się skusił?

A jaka musiałaby to być drużyna?

Nie ma to znaczenia. Może być propozycja z Lakers, Celtics, Warriors, ale jeśli będę miał być drugim, a tym bardziej trzecim centrem, to mnie nie interesuje.

Jest minimalna kwota, za jaką mógłby pan zagrać w NBA?

W głowie ją mam, ale nie zdradzę (śmiech). Nie jestem łapczywy na pieniądze, ale jeśli ktoś mi zaproponuje grube miliony, to przecież nie uniosę się honorem i nie powiem: dziękuję, posiedzę w domu. Pójdę grać, jeszcze trochę paliwa w baku mam.

Odrzucenie dwóch milionów dolarów wielu ludziom wyda się dziwne...

Rozumiem i wiem, że każdy, ja też, przeżyje spokojnie za dwa miliony dolarów i są to bardzo godne pieniądze. Ta kwota jednak nie uratuje mi życia, nie poprawi mojego komfortu. Już wystarczająco dużo zarobiłem i odłożyłem, żeby żyć na takim poziomie, na jakim chcę. W NBA moje ciało będzie dostawało straszne baty, a ja nie umiem grać i trenować na 50 procent. Daję z siebie wszystko albo w ogóle nie gram. Dlatego wolę skoncentrować się na innych sprawach.

Został pan prezesem Związku Zawodowego Koszykarzy. Jakie są cele tej organizacji?

Celów jest dużo, każdy ma co robić. Hubert Radke będzie się zajmował stroną prawną i organizacyjną. Ja biorę na siebie PR, marketing oraz eventy. Chcemy przygotować młodych koszykarzy do kariery, pokazać im, jak zrobić coś dla siebie, dla rodzin, przygotować się na życie po sporcie. Chcemy zatroszczyć się o to, żeby kluby nie kusiły sumami z kosmosu, takimi, które nie mają nic wspólnego z prawdziwymi wypłatami, albo zostawiały zawodników kontuzjowanych bez rehabilitacji. Były takie przypadki w przeszłości. Czy dzisiaj są? Nie słyszałem o nich. Wiem, że już dwóch, trzech prezesów klubów z ekstraklasy się uniosło i zapytało, co ten Gortat rozpowiada. Drodzy prezesi: takie sytuacje były kilka lat temu i wolę dmuchać na zimne.

W nowym sezonie nie będzie przepisu o dwóch Polakach na boisku w każdym momencie meczu. Wchodzi formuła o pięciu obcokrajowcach w składzie – sześciu dla klubów grających w europejskich pucharach. To dobre dla polskiej koszykówki?

Zależy jak na to spojrzeć. Szkoda, bo Polaków będzie mniej na parkiecie, ale też nie będzie sum z kosmosu, żeby zachęcić ich do gry. Co z tego, że ktoś ma w kontrakcie zapisane milion albo i dwa, jeśli zobaczy z tego 10 procent? To jest skandal. Kluby mają procesy z koszykarzami i zastanawiają się, „czemu zawodnicy robią taki brud"? Powiem tak: jeśli podpisujesz dokument, to nie dziw się, że potem ktoś chce swoje wyegzekwować. Ja na szczęście nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Mój klub w Niemczech stracił płynność finansową, gdy już odszedłem. Jestem podwójnie w czepku urodzony: przeskakiwałem kolejne poziomy sportowe i nigdy nie było wobec mnie zaległości.

Reprezentacja Polski zdobyła brązowy medal mistrzostw świata w koszykówce 3x3. To może pomóc dyscyplinie?

Jestem pełen podziwu dla zawodników. Wielkie brawa dla Przemka Zamojskiego, który gra w ekstraklasie, a latem pojechał jeszcze na taki turniej. Na Politechnice Gdańskiej powstaje centrum tej dyscypliny, są pierwsze medale, ale trzeba pracować dalej. Może kolejne ośrodki powstaną w centrum i na południu Polski? Jest w tym potencjał i szansa dla zawodników, którzy odchodzą z normalnej koszykówki.

Kolejny rok campów, drugi raz z rzędu w Warszawie. Podobno burmistrzowie walczą, żeby was u siebie przyjąć?

Wielkie podziękowania dla burmistrza Wilanowa, bo dzięki zaangażowaniu dzielnicy masa dzieciaków mogła potrenować, a ludzie przyjść na trybuny. Wróciliśmy rok po roku do stolicy po bardzo długiej przerwie, współpracujemy z dzielnicami. Pojawiło się dużo utalentowanych dzieci, ciężko było wybrać zwycięzcę nagrody MVP.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Jagiellonii i Legii sen o Wrocławiu
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Sport
Tadej Pogacar silny jak nigdy
Sport
PKOl i Radosław Piesiewicz pozwą ministra Sławomira Nitrasa
Sport
Mistrzostwa świata w kolarstwie szosowym. Katarzyna Niewiadoma wśród gwiazd
Sport
Radosław Piesiewicz ripostuje. Prezes PKOl zyskał na czasie