Dla Agnieszki Radwańskiej ubiegły rok był niezły, ale bywały już dużo lepsze, dla Jerzego Janowicza był trudny, a pod koniec fatalny. Dlatego najistotniejsze jest to, że oboje zaczynają od zwycięskiego akordu. Wspólna radość na korcie w Perth, pierwsza wygrana Radwańskiej z Sereną Williams (nawet zupełnie bez formy), to jest potężny zastrzyk optymizmu na tydzień przed Australian Open, dla nich i dla nas.
W ubiegłym roku Janowicz jechał do Australii po kontuzji, w złej formie fizycznej i psychicznej, teraz, jak powiedział w jednym z nielicznych wywiadów (dla „Przeglądu Sportowego"), pracował przed sezonem tak ciężko jak nigdy dotychczas i to normalne, że ma prawo oczekiwać nagrody. Pierwszą już ma - Puchar Hopmana. To trofeum prestiżowe, turniej z piękną, choć krótką historią, traktowany jako nieoficjalne mistrzostwa świata par mieszanych. Mikst to jest w tenisie zabawa dość archaiczna, pamiątka po czasach, gdy ta gra była zabawą dla dam i dżentelmenów (wtedy mężczyźnie nie wypadało serwować na kobietę z pełną siłą) a nie twardą walką o pieniądze. Pary mieszane rywalizują tylko podczas Wielkiego Szlema i od ostatnich igrzysk w Londynie także w turniejach olimpijskich.