Korespondencja ze Spa-Francorchamps
Słynny tor nie zawsze był przychylny kierowcy Mercedesa. Lewis Hamilton do tej pory wygrał tu tylko raz, a szczególnie bolesny był wyścig sprzed roku. Wówczas szansę na zwycięstwo stracił już na drugim okrążeniu, po kolizji z atakującym go zespołowym kolegą Nico Rosbergiem. Teraz obaj zawodnicy twardo wykluczali powtórkę z rozrywki, chociaż ich szef Toto Wolff nie był w stu procentach spokojny. – Wiedzą, jak mają się zachowywać, ale na pierwszym okrążeniu pewnie przybędzie nam siwych włosów – mówił Austriak po kwalifikacjach, które już po raz dziesiąty w tym sezonie padły łupem Hamiltona.
Niepotrzebnie się przejmował: gdy zgasły czerwone światła, Hamilton wystrzelił do przodu, a Rosberga błyskawicznie zaczęli wyprzedzać rywale. – Całkowicie zawaliłem start – przyznawał po wyścigu Niemiec. Od Grand Prix Belgii kierowcy sami muszą dobierać ustawienia sprzęgła, bez radiowej pomocy inżynierów, a sytuację skomplikowało dodatkowe okrążenie rozgrzewkowe po awarii samochodu Nico Hulkenberga. – Przez to sprzęgło bardziej się rozgrzewa, to mnie zaskoczyło. Muszę jeszcze poćwiczyć starty – tłumaczył Rosberg.
Hamilton bez litości wykorzystał prezent, chociaż na pierwszym okrążeniu musiał ostro bronić pozycji przed niespodziewanym atakiem Sergio Pereza. Rosberg spadł na piąte miejsce, ale szybko uporał się z jednym rywalem, a gdy dwaj kolejni zjechali na zmianę opon, miał już przed sobą tylko Hamiltona. Tracił do niego dziesięć sekund, ale wytrwale zmniejszał tę różnicę. Po piętnastu okrążeniach przewaga lidera wynosiła tylko trzy sekundy, ale mistrz świata przez cały czas spokojnie kontrolował sytuację.
– W żadnym momencie nie było nerwowo – mówił Hamilton, który dzięki wygranej zwiększył przewagę nad Rosbergiem do 28 punktów. To o trzy więcej niż dostaje się za zwycięstwo.