Wyników poniżej normy (72) było na polu Erin Hills w czwartek wiele, zwłaszcza ci, którzy jak Fowler startowali wcześnie rano, nie mogli narzekać, ale rekordowa runda lidera nie zmienia faktu, że wiele sław golfa potknęlo się na starcie.
Obrońca tytułu Dustin Johnson – 75, Jordan Spieth – 73, Jason Day – 79, Rory McIlroy – 78, Hideki Matsuyama – 74: pierwsza piątka rankingu światowego nie była w stanie zagrać wedle normy lub lepiej, oznacza to, że już po piątkowej rundzie wielu tych, których widziano z głównymi premiami, może odjechać z Wisconsin z pustymi rękami.
Niektórzy, jak wracający do pracy po kontuzji żeber McIlroy, mają usprawiedliwienie, inni po prostu zagrali źle. Day po raz pierwszy w karierze zawodowej zaliczył dwa razy potrójny bogey (trzy uderzenia powyżej normy dołka).
Fowler zagrał po mistrzowsku, wyrównał historyczny rekord US Open (tylko czterech golfistów zagrało na -7 pierwszą rundę, ostatnio Jack Nicklaus i Tom Weiskopf w 1980 roku), ale 28-letni golfista nie porzeceniał udanego startu. – To zawsze miło być zapisanym z jakiejś okazji w kronikach golfa, ale wolałbym jednak być pamiętany z powodu tego, co zrobiłem w niedzielę, podczas ostatniego dnia turnieju, to się liczy – powiedział podczas konferencji prasowej.
Fowler w US Open zwykle nie startował tak udanie. Cztery razy po dwóch rundach wracał do domu, nie przechodził tzw. cuta (cięcia stawki w połowie turnieju) w ubiegłym roku i dwa lata temu. Wygrywał jednak nie raz w PGA Tour, w 2014 roku był w pierwszej piątce wszystkich turniejów wielkoszlemowych (w US Open i The Open na drugim miejscu), w 2015 wygrał The Players Championship, nieoficjalny „piąty" turniej golfowego Wielkiego Szlema, powoli zyskuje etykietę najlepszego z tych, którzy nie wygrali turnieju z prestiżowej, wielkiej czwórki.