O wielkie trofea i premie Polacy nie walczą, gdyż ich forma w zasadzie pozostaje bez zmian. Nasze skoki w Nowym Roku zaczął Zniszczoł. Dobrze wypadł w serii próbnej, więc ciche nadzieje na awans do finału były, bo rywal, Fin Niko Kytosaho, to nie jest skoczek wybitny. Rzeczywiście, Polakowi wystarczył porządny skok na odległość 128 m, by znaleźć się w drugie serii. Następny awans zdobył Stoch, skoczył 130 m, a jego przeciwnik, ubiegłoroczny mistrz turnieju Norweg Halvor Egner Granerud potwierdził, że na razie mija się z formą mniej więcej tak, jak polska kadra A.
Chwilę później skakał Dawid Kubacki, niestety nie miał zdrowia, by wygrać z Johannem Andre Forfangiem. Wprawdzie skok Polak był poprawny, lecz nieco spóźniony i 128 m na Norwega okazało się za mało, tak samo jak na awans w piątce „szczęśliwych przegranych”.
Piotr Żyła czekał na swój skok najdłużej z polskiej czwórki i to czekanie jednak się opłaciło. Zwycięzca kwalifikacji Anze Lanisek skoczył wprawdzie pięknie 136 metrów, Polak dziesięć mniej, ale przeliczniki za wiatr i belkę pomogły, zdołał awansować do serii finałowej w piątce przegranych w KO, i rzeczywiście miał szczęście, gdyż był w tej grupce piąty.
Czytaj więcej
Joanna Jakieła sezon rozpoczęła od mocnego uderzenia, bo 11. miejsce w biegu indywidualnym było jej życiowym sukcesem. To wynik, za którym stoi Tobias Torgersen. Norweg wrócił w tym roku do pracy z polską kadrą.
Liderem konkursu po serii KO został Ryoyu Kobayashi, Japończyk wyprzedzał Jana Hoerla zaledwie o 0,1 punktu, Anze Laniska o 1,8 i Andreasa Wellingera o 2,1, kolejne dwaj miejsca zajmowali Manuel Fettner i Stefan Kraft. Nad Garmisch-Partenkirchen w poniedziałek pojawiło się słońce, więc choć śniegu poza skocznią nikt nie widział, to 21 tysięcy kibiców miało dobre warunki do oglądania skoków.