Opowieść o drugim konkursie w Sapporo znów w znacznej części pisał wiatr. Już w pierwszej serii dawał jednym radość długich lotów, równie gwałtownie odbierał innym nadzieję. Wśród nagrodzonych był z początku Aleksander Zniszczoł, który oddał najdłuższy skok serii – 141 m i długo prowadził.
Polaka wyprzedził jedynie Stefan Kraft – rewelacyjne 139 m z obniżonej belki, Halvor Egner Granerud, któremu wystarczyło 129,5 m, by z pomocą przeliczników mieć drugą notę. Taką samą ocenę jak Zniszczoł miał Peter Prevc (136 m). Za tą czwórka był Dawid Kubacki. Kamil Stoch też nieźle – siódmy, Piotr Żyła – dwudziesty. Wśród pechowców był trzeci skoczek PŚ – Anze Lanisek i jeszcze kilkunastu innych, którym podmuchy, łagodnie mówiąc, nie sprzyjały.
Czytaj więcej
Pierwszy z trzech pucharowych konkursów w Japonii wygrał Ryoyu Kobayashi przed Dawidem Kubackim i Halvorem Egnerem Granerudem. Kamil Stoch był czwarty, forma rośnie.
Finałowa seria, siłą rzeczy, wprowadziła znaczne korekty, zgodnie z kolejnymi, mało stabilnymi decyzjami styczniowych wiatrów nad wyspą Hokkaido. Najpierw pofrunął daleko i pięknie zwycięzca z piątku Ryoyu Kobayashi – 137,5 m oznaczało zdecydowane prowadzenie i atak z 11. pozycji, jak słusznie przypuszczano, na podium.
Skok po skoku rywali Japończyk zbliżał się do tego osiągnięcia, kolejni rywale: Stephan Leyhe, Clemens Aigner, Kamil Stoch (mimo wszystko widać w Japonii postęp, błysk jest coraz bliżej) i Timi Zajc nie mogli zbliżyć się nawet do 130 m, Dawid Kubacki czekał długo na zielone światło, zszedł z belki, wszedł i skoczył 128 – też wylądował za Japończykiem.