W ostatnim konkursie na podium stanęła ta sama trójka , tylko Słoweniec zajął drugie miejsce, Polak trzecie. Piotr Żyła zakończył skoki w Bischofshofen na dziesiątym miejscu, turniej na czwartym. Kamil Stoch odpowiednio – był szósty i piąty. Słowem trójka polskich mistrzów jest w dobrej formie, ale norweski mistrz był w jeszcze lepszej.
Pierwsza seria wyjaśniła już bardzo wiele – norweski lider turnieju objął prowadzenie z niedużą przewagą nad Laniskiem i Kubackim, ale te kilka punktów więcej do odrobienia przez Polaka oznaczało tak naprawdę łączną różnicę nie do zasypania: 28,2 punktu, czyli prawie 16 metrów, przeliczając na długość ostatniego skoku.
Jury konkursu czujnie obniżało w serii KO belkę startową dla najlepszych, ale na szczęście nie tak bardzo, by widzowie nie oglądali długich skoków. 140 metrów przekroczyli Lanisek i Stefan Kraft, Granerudowi do objęcia prowadzenia wystarczyło 139,5 m, Kubacki miał 135,5. Znów pięknie skoczył Kamil Stoch (138 z wyższej belki), wszystkie opowieści o powrocie mistrza do formy wydają się potwierdzać. Piotr Żyła skoczył wystarczająco daleko, by obronić pozycję w pierwszej piątce turnieju.
Pozostali Polacy zgodnie wylądowali w piątej dziesiątce klasyfikacji konkursowej i w ten sposób zakończyli turniej. Zdarzyła się jedna dyskwalifikacja – Japończyk Yukiya Sato miał nieregulaminowe buty.
Seria finałowa na skoczni im. Paula Ausserleitnera i stadionie im. Seppa Bradla (pierwszego mistrza Turnieju Czterech Skoczni) była już tylko oczekiwaniem na skoki najlepszej trójki. Niespodzianką była tylko wpadka Krafta, 127,5 m oznaczało miejsce poza pierwszą dziesiątką. Inni Austriacy godnie go zastąpili. Stoch i Żyła znów spisali się doskonale, nawet jeśli można było coś w ich próbach poprawić. Wiatr wiał dość stabilnie w plecy skoczków, lecz bez przesadnej mocy, więc raz jeszcze dało się obejrzeć kilka wyjątkowo urodziwych skoków.