PlusLiga siatkarską NBA? „Odjeżdżamy Europie”. Przyczyn jest kilka

Polskie kluby wygrały w tym sezonie Ligi Mistrzów wszystkie mecze i prawie nie tracą setów. To rodzi pytanie, czy najważniejsze europejskie rozgrywki stają się dla reprezentantów PlusLigi za małe, bo mamy już w kraju siatkarską NBA.

Publikacja: 27.01.2025 04:45

Jastrzębski Węgiel wygrywa w tym roku w kraju, i w Europie

Jastrzębski Węgiel wygrywa w tym roku w kraju, i w Europie

Foto: PAP/Darek Delmanowicz

Nasze zespoły mają już właściwie abonament na występy w Final Four. Trzy razy z rzędu – w latach 2021–2023 – po trofeum sięgała ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, a jakby tego było mało, dwa sezony temu finał był sprawą wyłącznie polską, bo po drugiej stronie siatki stali zawodnicy Jastrzębskiego Węgla. Oni do walki o tytuł przystąpili także przed rokiem, ale lepszy był wówczas włoski Itas Trentino.

Tak właśnie sytuacja w siatkówce wygląda od lat, a tak naprawdę od momentu, gdy – po napaści na Ukrainę – z międzynarodowej rywalizacji sami wypisali się Rosjanie. Polacy i Włosi zdominowali europejskie rozgrywki. Nikt nie jest w stanie im się pod siatką przeciwstawić.

PlusLiga odjeżdża Europie

Dziś pierwsze miejsca w swoich grupach zajmują Projekt Warszawa, Jastrzębski Węgiel i Aluron CMC Warta Zawiercie. Po pięciu kolejkach spotkań te trzy drużyny przegrały w sumie siedem setów. Zawiercie i Jastrzębski Węgiel dwa razy wygrywały swoje spotkania po tie-breakach – z Allianz Milano i Lewskim Sofia.

Największym wyzwaniem dla klubów PlusLigi, przynajmniej na tym etapie, są tak naprawdę wyjazdy oraz napięty kalendarz

– Odjeżdżamy Europie. Praktycznie każdy zawodnik z ligi belgijskiej, francuskiej czy niemieckiej chciałby grać u nas albo we Włoszech. Dla nas to powód do zmartwienia, że w Europie robi się tak jednostronnie, zwłaszcza że w tym sezonie i Turcy grają w kratkę – ocenia dla „Rz” były trener, a dziś ekspert Polsatu Sport Jakub Bednaruk.

Przyczyn jest kilka. Podstawowa – w Polsce siatkarzom płaci się bardzo dobrze, na czas i na pewno, a dodatkowo, „w pakiecie”, siatkarze dostają status gwiazd oraz gwarancję występów przy pełnych trybunach. Nic więc dziwnego, że reprezentanci czołowych krajów przyjeżdżają grać w PlusLidze. Mistrzowie olimpijscy Benjamin Toniutti i Timothee Carle grają w Jastrzębiu, a Kevin Tillie – w Projekcie Warszawa. To może jeszcze nie dziwi, bo mowa o zespołach z czołówki, ale także w ekipach środka tabeli są reprezentanci Francji, bo środkowym Ślepska Malow Suwałki jest Quetin Jouffrowy, także złoty medalista igrzysk z Paryża.

Jak patrzę na Budziejowice, Knack Roselare, Noliko Maaseik albo francuskie zespoły, jestem przekonany, że każda drużyna z PlusLigi mogłaby z nimi śmiało grać

Jakub Bednaruk

Liga francuska ma dwa kluby w fazie grupowej Ligi Mistrzów – Saint-Nazaire VB Atlantique i Chaumont VB 52 Haute-Marne – ale w ich składach nie ma żadnego siatkarza, który kilka miesięcy temu walczył w turnieju olimpijskim. Podobnie jest z reprezentacją Niemiec, której połowa występuje w PlusLidze, a druga – na pewno chętnie podpisałaby kontrakt. Mowa tymczasem o kraju, który także ma w fazie grupowej Ligi Mistrzów dwie drużyny.

– Na tle polskiej, włoskiej czy nawet francuskiej liga niemiecka wypada dość słabo. Od wielu lat liczy się właściwie tylko zespół z Berlina, który co roku zdobywa mistrzostwo. Kiedyś wyzwanie rzucało im Friedrichshafen, ale teraz ma problemy finansowe. Dla Berlina mecze w Lidze Mistrzów są najważniejsze, bo w rozgrywkach krajowych nie muszą się wysilać. To się odbija na reprezentacji, bo im więcej zawodników gra w mocnych ligach, tym łatwiej się zaczyna przygotowania. Dopiero w ostatnim czasie kilku siatkarzy wyjechało grać za granicą. Przez lata byli tylko nieliczni jak m.in. Lukas Kampa i Gyorgy Grozer – wyjaśnia „Rz” Michał Winiarski, czyli trener Aluronu i reprezentacji Niemiec.

Nasi zachodni sąsiedzi liczą się przynajmniej w siatkówce reprezentacyjnej, skoro ostatnio wywalczyli awans na igrzyska. Nie można tego powiedzieć o Austriakach, Czechach czy Grekach, którzy także mają reprezentantów w Lidze Mistrzów. To kraje, gdzie siatkówka pozostaje w cieniu innych dyscyplin.

Dla klubów PlusLigi najgorsze są podróże

– Nie ma co porównywać takich lig, jak belgijska czy austriacka, i ustawiać ją w tym samym szeregu, co PlusLiga, choć są to jednak mecze, które gra się trudno, gdzie zwycięstwa trzeba wyszarpać. Większość tych drużyn koncentruje się bowiem właśnie na rozgrywkach LM, a my przy okazji mamy bardzo trudną ligę – wyjaśnia Winiarski. Nawet to nie pomaga jednak tamtejszym drużynom nawiązać rywalizacji z polskimi.

Największym wyzwaniem dla klubów PlusLigi, przynajmniej na tym etapie, są tak naprawdę wyjazdy oraz napięty kalendarz. Zostaje przez to mniej czasu na treningi i regenerację. Nawet z pozoru niedalekie podróże mogą być kłopotliwe. W wymagającej PlusLidze można przez to łatwo zgubić punkty. – Największy problem jest z połączeniami lotniczymi. Wyjazd do Innsbrucku powinien być szybki i przyjemny, ale najpierw musieliśmy pojechać na lotnisko w Krakowie, skąd nie było połączenia. Dotarliśmy stamtąd do Monachium, gdzie wsiedliśmy w autobus. Przy okazji gry w Lidze Mistrzów traci się czas na podróże – wskazuje Winiarski.

Czytaj więcej

Wielki rok polskiej siatkówki. Wojciech Drzyzga: Taśma się nie zatrzyma

Sukcesy w Lidze Mistrzów mogą więc utrudnić to, co dla niektórych nawet ważniejsze – a zapewne i trudniejsze – czyli walkę o mistrzostwo i medale w Plus Lidze. Taki kłopot mogą mieć w tym sezonie aż cztery zespoły, bo wszystkie mają szansę na awans do Final Four.

Największe potęgi włoskiej siatkówki w zeszłym sezonie miały kłopoty w Serie A i w Lidze Mistrzów nie grają. Nie ma też w stawce Ziraatu Ankara, który ma dużo pieniędzy i potrafi ściągnąć do siebie zagraniczne gwiazdy np. Matthew Andersona czy Trevora Clevenota.

Polska dominacja w siatkarskiej Lidze Mistrzów

– Z największych włoskich potęg jest w LM tylko Perugia. Trzeba to wykorzystać. Final Four może wyglądać jak powtórka turnieju finałowego o Puchar Polski. Jak patrzę na Budziejowice, Knack Roselare, Noliko Maaseik albo francuskie zespoły, jestem przekonany, że każda drużyna z PlusLigi mogłaby z nimi śmiało grać. W drugą stronę zaś – niekoniecznie. Część obecnego składu LM by się u nas nie utrzymała – uważa Bednaruk.

Być może taki skład turnieju finałowego dałby CEV do myślenia i przekonał, że konieczne są reformy oraz stworzenie produktu, który da szansę na uczciwą, emocjonującą rywalizację, także poprzez zwiększenie potencjału marketingowego oraz nagród dla uczestników. Mówią o tym od lat Włosi i Polacy, którzy wspominają czasami nawet o secesji.

Trzy nasze zespoły w Final Four byłyby potwierdzeniem, że PlusLiga zaczyna przypominać NBA.

Kto wie, czy w takiej sytuacji ktoś nie wpadłby na pomysł, aby mistrzów Polski – podobnie, jak tytułują się członkowie najlepszych koszykarskich drużyn w Stanach Zjednoczonych – nazwać „mistrzami świata”. To wizja, która coraz bardziej zbliża się do rzeczywistości.

Nasze zespoły mają już właściwie abonament na występy w Final Four. Trzy razy z rzędu – w latach 2021–2023 – po trofeum sięgała ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, a jakby tego było mało, dwa sezony temu finał był sprawą wyłącznie polską, bo po drugiej stronie siatki stali zawodnicy Jastrzębskiego Węgla. Oni do walki o tytuł przystąpili także przed rokiem, ale lepszy był wówczas włoski Itas Trentino.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Siatkówka
Wielki rok polskiej siatkówki. Wojciech Drzyzga: Taśma się nie zatrzyma
Materiał Promocyjny
Gospodarka natychmiastowości to wyzwanie i szansa
Siatkówka
Polskie siatkarki poznały rywalki na mistrzostwach świata
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia
Materiał Promocyjny
Suzuki Vitara i S-Cross w specjalnie obniżonych cenach. Odbiór od ręki
Siatkówka
Powódź w Polsce. Prezes Stali Nysa: Sport zszedł teraz na drugi plan
Materiał Promocyjny
Wojażer daje spokój na stoku