Reprezentacja Meksyku do potęg światowej siatkówki nie należy i jeszcze w Xi'an nie wygrała, nie zdobyła nawet seta. We wtorkowym starciu z Chińczykami w drugiej partii zdobyli ledwie dziewięć punktów. Nic dziwnego, że biało-czerwoni nie nastawiali się na trudne spotkanie, a taki rywal był bardzo potrzebny Polakom po wyczerpującej, pięciosetowej bitwie z Kanadyjczykami (tie break wygrany 17:15). Zawodnicy Nikoli Grbicia mają już w nogach ponad 30 spotkań o stawkę, a do tego ciężkie treningi, więc każda dodatkowa akcja, którą trzeba rozegrać w Chinach może im sprawiać kłopoty.
Trener Grbić stara się oszczędzać swoich siatkarzy i dokonuje wielu zmian. Mecz na pozycji rozgrywającego rozpoczął Grzegorz Łomacz, w ataku grał Bartłomiej Bołądź, na pozycji libero pojawił się Jakub Popiwczak, a na środku bloku Karol Kłos. W takim zestawieniu Polacy występują rzadko.
Czytaj więcej
Polacy wygrali 3:2 z Kanadą i zrobili kolejny krok w kierunku kwalifikacji olimpijskiej. Sukces rodził się w bólach, ale na horyzoncie widać już metę.
Może na zmęczenie Polaków i brak zrozumienia liczyli Meksykanie w pierwszych dwóch setach, kiedy starali się sprawiać naszym zawodnikom kłopoty. Ryzykowali w polu serwisowym, obijali polski blok. Rywalom pomagały też błędy Polaków. Na lewym skrzydle nie mógł się odnaleźć Wilfredo Leon, kilka błędów popełnił Aleksander Śliwka, niezbyt skuteczny był też blok polskiej reprezentacji. Rywale zdobyli najpierw 21, potem 19 punktów punktów, uniknęli kompromitacji, ale na więcej nie było ich stać.
W trzecim secie trener Grbić jeszcze mocniej zamieszał składem. Wpuścił na boisko Tomasza Fornala, po którym nie widać było nawet cienia zmęczenia, a środkowy Jakub Kochanowski ubrał się nawet w dres i usiadł na ławce. Nie był potrzebny, bo jego koledzy złapali odpowiedni rytm i wygrali do 14.