Obie drużyny dały show. ZAKSA wygrała 3:2, choć w czwartym secie spotkanie mogło i nawet powinno się skończyć. Kędzierzynianie mieli piłkę meczową, ale Bartosz Bednorz trafił w aut. Za chwilę Tomasz Fornal dwiema rękami przepchnął piłkę, obijając blok, i kibice mogli się cieszyć na piątego seta.
Tak wyglądał niemal cały mecz, w którym spotkały się dwie najlepsze polskie – a może także po prostu europejskie – drużyny. Znakomite zagrania i wymierzone co do centymetra ataki przeplatały się z niedokładnymi wystawami i uderzeniami o blok. Mylili się nawet mistrzowie olimpijscy. Trevor Clevenot pod koniec tie-breaka mógł doprowadzić do remisu, a zamiast tego dał się zablokować Marcinowi Januszowi i za chwilę z wygranej 3:2 cieszyli się rywale.
Czytaj więcej
To było prawdziwe święto i promocja polskiej siatkówki. Piękna hala, pełne trybuny i zacięty mecz dwóch świetnych drużyn. Ostatecznie ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wygrała w finale Ligi Mistrzów z Jastrzębskim Węglem 3:2.
Cierpliwość trenera
– To była doskonała promocja polskiej siatkówki, zwieńczenie sezonu. Widzieliśmy zawziętą rywalizację, a niekoniecznie siatkówkę na najwyższym poziomie. Było sporo nerwowości, pojawiały się błędy. Potwierdziło się, że finał trzeba po prostu wygrać, a nie zagrać w nim pięknie – mówi „Rz” Damian Dacewicz, były reprezentant Polski, a dziś ekspert Polsatu Sport.
Tydzień wcześniej Jastrzębski Węgiel niemal zmiótł z parkietu tych samych przeciwników w trzech finałowych meczach PlusLigi i można było mieć obawy, czy teraz sytuacja się nie powtórzy.