To nie było łatwe zadanie. Reprezentanci Polski musieli szybko podnieść się po laniu, które dostali od Amerykanów. W sobotę byli wyraźnie gorsi od rywali, pojawiły się wątpliwości czy zdążą z formą na mistrzostwa świata, a gdyby wyraźnie ulegli Włochom to złe wrażenie jeszcze by się pogłębiło. Na szczęście Polacy przez noc i niedzielny poranek wyczyścili umysły i wyszli na mecz o brązowe medale skoncentrowani i gotowi do walki.
Nie zwątpili, kiedy na początku pierwszego Włosi wyszli na kilkupunktowe prowadzenie. Zawodnicy Nikoli Grbicia szybko odrobili straty, zaczęli grać punkt za punkt i wreszcie odskoczyli rywalom.
Znakomicie funkcjonował serwis Polaków, czyli broń, której nie potrafili użyć w meczu z Amerykanami. Teraz w kilku momentach ratował ich, kiedy nie szło zdobywanie punktów z akcji. Jeśli problemy ze skończeniem ataku miał Bartosz Kurek, to włączali się inni, a rozgrywający Marcin Janusz nareszcie miał w kim wybierać. Nie zawodził na lewym skrzydle Kamil Semeniuk, świetnie grali obaj środkowi, a Mateusz Bieniek dołożył do tego rewelacyjne zagrywki.
W obronie też było dobrze. Paweł Zatorski nareszcie dawał kolegom więcej spokoju i okazji do ponawiania akcji albo zdobywania punktów z kontrataku. Kilka razy piłkę efektownie podbił Tomasz Fornal, wprowadzony w drugim secie za Aleksandra Śliwkę. Przyjmujący Jastrzębskiego Węgla potwierdził, że warto dawać mu kolejne szanse i można śmiało nazwać go odkryciem Ligi Narodów.
Im lepiej grali Polacy, tym bardziej gaśli Włosi, których problemy zaczynały się w momencie, gdy któryś z Polaków wędrował na pole zagrywki. Yuri Romano dobre akcje przeplatał niecelnymi atakami, mylił się Daniele Lavia. Robił co mógł libero Fabio Balaso, ale w końcówce i on opadł z sił, więc zastąpił go Leonardo Scanferla. Mecz efektownym atakiem z drugiej linii skończył Kamil Semeniuk i Polacy mogli wykonać swój taniec radości.