Belg po zwycięskim meczu z Serbami o brąz ME zrobił rundę honorową w Spodku. Przybijał piątki z kibicami, dostał owację. Zasłużył, bo Polacy zdobyli za jego kadencji medale na sześciu z ośmiu wielkich imprez. Maszyna zatarła się dopiero na ostatniej olimpijskiej prostej.
Starcie z Francuzami w Tokio było meczem, który naznaczył kadencję Heynena, ale nie może jej przesłonić. – Niektórzy mają krótką pamięć, ale przecież obejmował kadrę, która była w rozsypce – przypomina Bartosz Kurek.
Trudno odmówić mu racji, skoro Heynen przejął po Włochu Ferdinando De Giorgim dziesiątą drużynę mistrzostw Europy.
Z warsztatem
Praca Belga – aż do turnieju olimpijskiego – była pasmem sukcesów, sześć medali to potężny dorobek. Kolejnych nie będzie, bo kontrakt Heynena wygasa i wszystko wskazuje na to, że nowego nie dostanie. – Gdybym wykonał cel, czyli zdobył medal igrzysk, to moglibyśmy porozmawiać o pozostaniu. A teraz? Nie jestem gościem, który powie „Hej! Zacznijmy od nowa" – mówi Heynen.
Czytaj więcej
Młodzi Włosi pozostali jedyną drużyną, która nie przegrała meczu w turnieju. W finale pokonali Sł...