Ponad 12 tysięcy widzów w nowej hali w Łodzi w sobotę i niedzielę oczekiwało przynajmniej jednej wygranej, a w najgorszym wypadku wyrównanej walki z mistrzami świata.
Dwa zwycięstwa z Wenezuelą na zakończenie wyprawy do Ameryki Południowej usunęły w cień wcześniejsze przegrane z Brazylijczykami i wzmogły apetyt na sukces, choć trener Daniel Castellani stara się tłumaczyć, że Liga Światowa to poligon doświadczalny dla zmienników, nic więcej.
Ci, którzy liczyli, że Polacy rozpoczną pierwszy mecz z Brazylią w takim samym składzie, w jakim kończyli zwycięski dwumecz z Wenezuelą, byli nieco zaskoczeni, bo w miejsce Kurka pojawił się Zbigniew Bartman, a Jakuba Jarosza zastąpił Marcel Gromadowski. – Cały czas szukam najlepszego ustawienia, każdy z tej drużyny musi dostać szansę gry – tłumaczył później Castellani.
Bartman i Gromadowski grali nieźle, a nasza drużyna w pierwszych dwóch setach walczyła o zwycięstwo. Nieźle rozgrywał Grzegorz Łomacz, na środku dobrze radzili sobie Marcin Możdżonek i Piotr Nowakowski, w swoim stylu, czyli bardzo ambitnie o każdą piłkę walczył kapitan Michał Bąkiewicz. Tylko żelazny libero Krzysztof Ignaczak miał nieco gorszy dzień, ale Brazylijczycy potrafią obrzydzić życie zagrywką nawet najlepszemu przyjmującemu.
W pierwszej partii polscy siatkarze prowadzili 15:12 i 18:15 skutecznie atakując ze skrzydeł, ale gdy za Rivaldo wszedł Vissotto, a Marlon za Bruno, rywale szybko wyrównali (18:18). Polacy nie rezygnowali jednak do końca (23:23), po ataku Bartmana w antenkę Brazylijczycy mieli piłkę meczową (23:24), a chwilę później Murilo wykorzystał dobrą wystawę Bruno, który wrócił na boisko i było po secie (23:25).