Korespondencja z Gdańska
10 tysięcy ludzi na widowni, imponująca, nowoczesna Ergo Arena i trzymający do końca w napięciu tie-break, który Polacy wygrali 15:13, prowadząc wcześniej 11:4. Zaczął się finałowy turniej Ligi Światowej.
Początek nie zapowiadał takich emocji. Polacy w pierwszej partii nie pozwolili Bułgarom na zbyt wiele, więc wydawało się, że zwycięstwo przyjdzie łatwo. Tak jakby zapomniano, że ta samo Bułgaria kilka dni temu wygrała z Rosją, a rok temu pokonała naszą drużynę podczas mistrzostw świata w Anconie bez straty seta.
Owszem teraz brakuje ich najlepszego libero Teodora Salparowa, który dopiero odzyskuje siły po operacji, odpoczynku potrzebuje też atakujący Władymir Nikołow, jedna z dwóch wielkich gwiazd tego zespołu, obok Mateja Kazijskiego. Ale ich brak nie był przecież odczuwalny. Nikołowa dobrze zastąpił mierzący 205 cm Cwetan Sokołow.
Anastasi lubi się trzymać żelaznego składu, więc wyjściowa szóstka nie była zaskoczeniem. W ostatnich meczach częściej stawiał na Michała Ruciaka, więc Michał Kubiak był rezerwowym. Tak było też ze środkowymi. Grzegorz Kosok wszedł na boisko dopiero w końcówce tie-breaka, cały mecz grał Piotr Nowakowski i Marcin Możdżonek.