W niedzielę dwa razy zaimponował pan polskim kibicom: wygrywając kwalifikację do Tokio oraz dziękując po polsku. Pytam pół żartem, pół serio: co było trudniejsze? Poprzedni selekcjonerzy nie nauczyli się polskiego.
Uczę się polskiego od roku, mówię niewiele, bo to bardzo trudny język, ale trochę jestem w stanie już przekazać. Mam nadzieję, że w przyszłości będę w tym lepszy. Podczas meczu nie miałem zbyt dużo czasu na przygotowanie przemowy, ale kilka zdań sobie ułożyłem. Przede wszystkim chciałem wyrazić swoją wdzięczność i sympatię dla Polski, która jest wspaniałym krajem. Wywalczenie kwalifikacji olimpijskiej to oczywiście trudniejsze wyzwanie niż nauka polskiego, ale to ostatnie to wyraz mojego szacunku i uznania dla Polaków.
Patrząc po wynikach można odnieść wrażenie, że to był łatwy turniej. A jak to wyglądało z pana perspektywy?
Turniej wyglądał na łatwy? Haha... po sukcesie zawsze można tak powiedzieć, kiedy znamy wynik i wiemy, że skończyło się sukcesem. Jeśli chodzi o rezultaty, to rzeczywiście wyglądały przekonująco, ale pamiętajmy, jak dobre drużyny musieliśmy ograć. Słowenia i Francja to były bardzo dobre reprezentacje europejskie, a Francja jest przecież w ścisłej czołówce. Na papierze nie wyglądało to tak lekko i przyjemnie. To był najtrudniejszy turniej kwalifikacyjny z sześciu, które odbywały się równolegle, jedyny, gdzie zagrały trzy dobre drużyny. Rezultat wygląda na łatwy, ale mecze i napięcie były na wysokim poziomie.
Czemu tak łatwo pokonaliście Francję? Wyniku 3:0 chyba nikt się nie spodziewał.