Polacy odpadli już w ćwierćfinale, przegrywając z niedocenianą Słowenią, która zanotowała największy sukces w historii. Los Polaków podzielili później Włosi, druga drużyna tegorocznego Pucharu Świata i wicemistrz Europy sprzed dwóch lat. Tyle że tam nikt nie robił z tej porażki takiej klęski jak u nas. Ale Włosi mają już kwalifikację olimpijską wywalczoną w Tokio, więc mimo przegranej ze Słoweńcami w meczu o finał, nie rozpaczali. Zrezygnowali z trenera i pierwszego rozgrywającego w lipcu, ale zyskali w zamian Osmany Juantorenę, jednego z najlepszych siatkarzy świata i Kubańczyk pomógł im wywalczyć w Tokio bilety do Rio.
Nasi siatkarze są w gorszej sytuacji niż inni przegrani, bo deklarowali, że lecą na mistrzostwa po złoty medal. Sukces w Sofii miał osuszyć łzy po bolesnej porażce w ostatnim meczu Pucharu Świata, który Polacy przegrali w Tokio z Włochami, tracąc tam szanse na olimpijski awans. Ale wcześniej wygrali dziesięć spotkań z rzędu, rozbili Amerykanów, pokonali Rosjan i mimo braku awansu, byliśmy z nich dumni, tym bardziej że w drużynie zabrakło najbardziej rutynowanych: rozgrywającego Pawła Zagumnego, atakującego Mariusza Wlazłego, kapitana mistrzowskiej reprezentacji przyjmującego Michała Winiarskiego oraz rezerwowego libero Krzysztofa Ignaczaka.
Wystarczyło jednak tąpnięcie w Sofii, by na siatkarzy i cały sztab szkoleniowy, na czele ze Stephane Antigą, posypały się gromy. Nagle zapomnieliśmy, że w ataku mamy zamiast Wlazłego, MVP mistrzostw świata, Bartosza Kurka, który zmienił pozycję i wciąż uczy się nowych rzeczy, że ważne miejsce w drużynie zajął 21-letni zaledwie środkowy Mateusz Bieniek, że Karol Kłos, filar na tej pozycji, prawie cały sezon leczył przeciążone kolana, a Piotr Nowakowski podczas ME z powodu kontuzji nie grał. Inni pod koniec sezonu też mieli prawo być zmęczeni, znużeni psychicznie miesiącami grania bez przerwy, do tego z bolesną porażką w PŚ z tyłu głowy.
Władymir Alekno, nowy stary trener Rosjan, którzy ten sezon mają nieporównywalnie gorszy od Polaków, zdjął ze swoich zawodników presję już przed startem w ME, ogłaszając, że turniej ten jest jedynie poligonem doświadczalnym przed tym, co czeka najlepsze europejskie drużyny w styczniu 2016 roku w Berlinie. Tam tylko zwycięzca wywalczy prawo gry w Rio, a dwie kolejne dostaną jeszcze jedną szansę, w maju w Japonii. Nerwówka będzie więc piekielna i wytrzymają ją tylko najtwardsi.
Niemcy, brązowi medaliści ubiegłorocznych MŚ, też nie robią z sofijskiego niepowodzenia klęski, podobnie Serbowie. Tylko u nas pisze się o katastrofie, tragedii, szoku, a znani byli zawodnicy i trenerzy albo mówią o zmianie szkoleniowca, albo o początku końca polskiej siatkówki.