Rywale w pierwszej rundzie dostali lanie od Węgrów (18:44) i Niemców (14:43), a awans dał im walkower w meczu z Republiką Zielonego Przylądka. Biało-Czerwoni pierwszy raz w tym turnieju zaczynali spotkanie jako murowany faworyt, a trener Patryk Rombel już po kilkunastu minutach musiał prosić swoich zawodników: „Róbmy swoje, tylko się na tym skoncentrujmy!”.
Jego podopieczni grali nieuważnie, popełniali błędy w ataku, a rywale dwa razy trafiali do pustej bramki. Mierzyliśmy się z outsiderem, a w pierwszej połowie i tak najlepszy na parkiecie był Adam Morawski (59 proc. skuteczności), co nie świadczy dobrze o jakości naszej gry.
Rombel przed meczem dokonał trzech zmian. Wysłał na trybuny Piotra Wyszomirskiego oraz tych, którzy w dotychczasowych spotkaniach pracowali na boisku najdłużej: Macieja Gębalę i Przemysława Krajewskiego. Szansę dostali Mateusz Kornecki, Arkadiusz Ossowski oraz Kacper Adamski. Dla dwóch ostatnich starcie z Urugwajem było debiutem w meczu o stawkę.
Jeśli każdy zespół musi przeżyć podczas turnieju dzień kryzysu, to Polacy mają go już prawdopodobnie za sobą. Zawiodło zwłaszcza pierwsze pół godziny, bo po przerwie gra naszej drużyny wyglądała już solidniej.
Biało-Czerwoni czwartkowym meczem przede wszystkim poprawili statystyki. Polacy wygrali osiem z ostatnich dziewięciu międzynarodowych spotkań, ale prawdziwe wyzwania dopiero przed nimi. Nasz zespół zmierzy się w sobotę z Węgrami (godz. 18:00), a w poniedziałek stawi czoła Niemcom (godz. 20:30). Stawką tych meczów będzie awans do ćwierćfinału mistrzostw świata.
Urugwaj - Polska 16:30 (9:14)