To był mecz drużyn z aspiracjami, które stanęły przed szansą, aby wykorzystać losowanie i powalczyć o miejsce w czołowej „dziesiątce” mistrzostw świata. Polacy ostatni raz byli tak wysoko na wielkiej imprezie w 2016 roku, gdy awansowali do półfinału igrzysk w Rio. Czesi na mistrzostwa świata wracają po dekadzie, a do dziś mogą wspominać szóste miejsce mistrzostw Europy sprzed siedmiu lat.
Zawodnicy Xaviera Sabate, który jest również szkoleniowcem Orlenu Wisły Płock i z Czechami dogaduje się także po polsku, turniej zaczęli od remisu ze Szwajcarami 17:17, a 41-procentową skutecznością w bramce błysnął Tomas Mrkva. Polaków na wyrównaną walkę z wicemistrzami olimpijskimi Niemcami było stać na 40 minut, a porażka 28:35 nie oddała przebieg meczu, bo nasza drużyna długo grała lepiej, niż wskazują liczby.
Czytaj więcej
Najważniejsza impreza roku pokaże, czego nauczyła się reprezentacja Polski i selekcjoner Marcin Lijewski. Pierwszy mecz w środę z Niemcami.
Mistrzostwa świata w piłce ręcznej. Czesi odrobili lekcję, grę Polaków zdominował chaos
Spotkanie z Czechami zaczęło się gorzej, zupełnie jakby jego waga stała się kulą u nogi. Minęło osiem minut i Polacy mieli już dwie kary, a czerwoną kartkę za atak na twarz rywala dostał Marek Marciniak. Trudno było w takiej sytuacji o dobry rytm ataku. Nasi zawodnicy grali nerwowo i marnowali okazje. Mrkva z sześciu pierwszych rzutów obronił trzy, w tym dwa Kamila Syprzaka.
Sabate odrobił lekcję, bo nasz obrotowy nie miał łatwo życia i piłkę dostawał rzadko. Polacy długo nie umieli opanować nerwów, ale kiedy skończyły się kary, mogli oprzeć grę na fundamencie obrony kierowanej przez Macieja Gębalę i Macieja Olejniczaka. Adam Morawski tym razem zawodził, bo w pierwszej połowie odbił tylko dwa rzuty (15 proc.), ale Czesi rzadko dochodzili do dobrych sytuacji. Bramek zdobyli jednak o trzy więcej, prowadzili 12:9.