Nasza reprezentacja już na otwarcie fazy zasadniczej grała o wszystko, bo dwa dni wcześniej poniosła klęskę w spotkaniu z Niemkami (17:33). Polki za kadencji Arne Senstada mierzyły się z Serbkami tylko raz - podczas poprzednich mistrzostw świata - i przegrały 21:25. Teraz powtórka praktycznie zamknęłaby im drogę do ćwierćfinału.
Zaczęło się od falstartu, bo rywalki prowadziły 4:0 oraz 8:4. Polki grały solidnie w obronie, zawodziła za to ofensywa. Brakowało skuteczności, nie było rzutów z drugiej linii, cierpieliśmy przy próbach szybkiego ataku. Wszystko, co pozytywne, zaczynało się i kończyło zazwyczaj na Karolinie Kochaniak-Sali. Trener Arne Senstad szukał rozwiązań, po kwadransie zaczęliśmy grać w ataku siedem na sześć - bez bramkarki. To nie przyniosło jednak skutku.