Rywalki miały piłkę, do końcowej syreny zostało 13 sekund. To sytuacja, w której zawodniczki drużyny broniącej doskakują do rywalek i próbują wymusić błąd. Podopieczne Arne Senstada stanęły jednak płasko w obronie. Ograniczyły ryzyko, żeby obronić remis oraz honorowy punkt. To przedziwne, bo w przypadku zwycięstwa Polki wciąż miałyby szanse na awans do kolejnej rundy.
Biało-Czerwone musiały wygrać różnicą czterech bramek lub pokonać Niemki i liczyć na sensację, czyli porażkę Norweżek z Rumunkami. Żadnego z tych warunków nie udało się zrealizować.
To był mecz błędów i olbrzymich nerwów. Obie ekipy miały argumenty w obronie, zawodził za to atak. Polki prowadziły 6:2, bo Niemki nie mogły przebić się przez środek naszej obrony, a skuteczna w bramce była Weronika Gawlik. Biało-Czerwone grały w ataku długo, do pewnej piłki. Błyszczały Natalia Nosek oraz Joanna Szarawaga.
Spokoju, pomysłu i konsekwencji wystarczyło na dziesięć minut. Zaczęły się proste błędy, atak podopieczne Senstada ograniczyły do indywidualnych akcji.
Rywalki w ciągu kwadransa zebrały pięć kar, ale Polki marnowały przewagi. Rozgrywające pchały się pod bramkę środkiem, skrzydłowe statystowały. Z przewagi nie zostało nic. Druga połowa wyglądała podobnie, w grze Polek dobre były tylko momenty. Nasze zawodniczki prowadziły nawet 15:13 i 17:16, ale na więcej nie było ich stać.