Przed rozpoczęciem mistrzostw świata wszyscy liczyli na to, że trzeci mecz grupowy będzie lekki, łatwy i przyjemny. Przy wygranej ze Słowenią wynik starcia z Arabią Saudyjską po prostu nie liczyłby się w dalszej fazie, a że rywal jest dość słaby, to można by śmiało dać szansę rezerwowym, żeby poczuli klimat turnieju i byli gotowi do gry.
Po sobotniej klęsce ze Słowenią trener Patryk Rombel rzeczywiście przebudował skład, ale inaczej po prostu nie mógł zrobić. Trzeba było zareagować i coś zmienić w zacinającej się maszynie. W pierwszym składzie wyszli skrzydłowy Jan Czuwara, lewy rozgrywający Ariel Pietrasik, a na drugiej połówce Szymon Działakiewicz. Do obrony wbiegał z kolei specjalista w tej dziedzinie Piotr Chrapkowski.
Już w środę w krakowskiej Tauron Arenie na Polaków czeka Hiszpania, która jest jedną z najlepszych drużyn na świecie.
Nie było jednak widać, żeby te zmiany podniosły jakość gry. Polacy grali wolno w ataku, momentami gubili piłkę, albo rzucali tak, że bramkarz Arabii Saudyjskiej odbijał piłkę. Na domiar złego z rzutu karnego pomylił się Arkadiusz Moryto.
Problemy były też w obronie. Saudyjczycy wiedzieli, że nie ma co próbować rzutów z drugiej linii przy wysokich rywalach, więc selekcjoner Jan Pytlick kazał im przedzierać się jak najbliżej polskiej bramki. I gracze w zielonych strojach sumiennie to wykonywali. Podawali do swoich obrotowych, albo próbowali pojedynków, a Polacy mieli problemy z ich zatrzymaniem. Mnożyły się rzuty karne i okresy gry w osłabieniu. Dwa razy na dwie minuty musiał zejść Chrapkowski, a potem jeszcze Bartłomiej Bis. Nic dziwnego, że długo Polacy przegrywali.