Reklama
Rozwiń

Boniek: Mogę być dumny z Piątka

Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek o Krzysztofie Piątku, włoskiej modzie na Polaków i o tym, kto do niego dzwoni przed transferem.

Aktualizacja: 31.01.2019 07:28 Publikacja: 30.01.2019 18:17

Boniek: Mogę być dumny z Piątka

Foto: AFP

Spodziewał się pan, że Krzysztof Piątek będzie miał tak mocne wejście do Milanu?

Widzę, jaki zrobił progres przez pół roku w Serie A. Włoski system treningu, odżywianie, to wszystko mu bardzo służy. Wrzuciłem sobie ostatnio na YouTubie akcje Piątka z ekstraklasy. Dziś to inny człowiek – inne mięśnie. Jest silny, ale pozostał szybki. W meczu z Napoli odbijał się od niego sam Kalidou Koulibaly. Czy się spodziewałem? Pojechał do Włoch gotowy i pokazuje na każdym etapie, że faktycznie jest gotowy.

Nie czuje pan ukłucia zazdrości?

Żartuje pan? W tym pytaniu jest już zawarta cała polska mentalność. Oczywiście, że nie zazdroszczę. Powiem więcej, w ogóle nie mam takiego uczucia w swoim repertuarze. Wie pan, moich trofeów, medali, występów i goli nikt mi już nie odbierze. Więc o co ja mam być zazdrosny? Niech pan popatrzy na stare nagrania meczów reprezentacji czy Widzewa. Zawsze najbardziej cieszyłem się po golach kolegów. I dziś, gdy Polacy dobrze grają w Serie A, jako prezes PZPN jestem przede wszystkim dumny. A z Piątka w szczególności. Latem zadzwonił do mnie mój bardzo dobry znajomy, prezes Genoy Enrico Preziosi. I mówi, że wciskają mu jakiegoś Piątka i co o nim sądzę. Powiedziałem mu, żeby brał go w ciemno, że chłopak jest gotowy na ligę włoską. Oczywiście nie byłem w stanie przewidzieć, że wejdzie aż w takim stylu. Ale tego nie był w stanie nikt przewidzieć.

Czytaj także: Żukowski: Witold Bańka zaczyna wielką grę

Piątkomania zapanowała nie tylko w Polsce, ale i we Włoszech. „La Gazzetta dello Sport" umieszczała jego zdjęcie lub nazwisko na kilku okładkach z rzędu.

I bardzo dobrze. Cieszmy się, że mamy takich piłkarzy. Dziś oczywiście wszystkich najbardziej kręci Piątek, ale we Włoszech w tej chwili jest mnóstwo świetnych Polaków: Piotr Zieliński z Arkadiuszem Milikiem w Napoli, Karol Linetty i Bartosz Bereszyński w Sampdorii, jest Wojtek Szczęsny w Juventusie, są inni. Co to dziś znaczy dla włoskiego klubu kupić Polaka? To znaczy pozyskać profesjonalistę, który nie stwarza problemów i jest gotowy do rywalizacji. A dodatkowo kupujący pozyskują piłkarza, który będzie robił postępy. Czyli to dobra lokata kapitału. Dziś Piątek pobił rekord transferowy, ale jestem przekonany, że gdyby któryś z włoskich klubów zdecydował się sprzedać swojego Polaka, to padłyby kolejne. Gdyby Napoli dziś puściło Zielińskiego albo Milika, kosztowaliby oni naprawdę duże pieniądze. Polskie kluby powinny to próbować wykorzystać.

Co ma pan na myśli?

Zamiast płakać nad przepisem każącym im wystawiać młodzieżowca w lidze, powinny się cieszyć i nam dziękować. Wie pan, ilu młodzieżowców pojechało teraz na zgrupowania z seniorami? Nigdy wcześniej tylu nie jeździło. A dla młodego zawodnika nie ma nic lepszego, niż jak najszybciej rozpocząć grę z seniorami. Niech więc nasze kluby nie narzekają, tylko dalej szkolą. Bo to się im po prostu może opłacać.

Ale w związku z tym wyjeżdżają coraz młodsi zawodnicy. Kontrakt w SPAL podpisał właśnie 16-latek z akademii Legii.

Dzisiaj szkolimy na eksport. Nie ma co się czarować. Oczywiście wolałbym, żeby nasi piłkarze wyjeżdżali gotowi do gry, w wieku 21–22 lat, po kilku sezonach w ekstraklasie. Tak jak Piątek właśnie. Ale to jest niewykonalne. Naszym problemem jest codzienność. Polskie kluby są coraz słabsze pod względem finansowym. Skoro najlepsi śpiewacy co chwilę odchodzą, to trudno jest zachować równie dobry chór. Sprowadzamy obcokrajowców średniej jakości, za to w dużej ilości. Kluby im płacą po 150–200 tysięcy euro rocznie. Zamiast ośmiu takich lepiej mieć dwóch czy trzech za milion, którzy faktycznie zrobią różnicę. A resztę zespołu skomponować z młodych Polaków.

Jasne. Którzy nie będą chcieli miliona, jak ich koledzy z zagranicy...

Bez pieniędzy nie da się dziś robić futbolu. I dopóki nie będzie w naszych klubach pieniędzy, pozostaniemy tylko eksporterem.

I dalej będziemy eksportować do Włoch? Skąd taka moda w Italii na naszych?

To przede wszystkim zasługa tych, którzy się w Serie A sprawdzili. Oczywiście najwięcej dla opinii o polskich piłkarzach zrobił Robert Lewandowski. Ale we Włoszech świetne recenzje zaczął zbierać Zieliński, dokupiono do niego Milika, Wojtek Szczęsny pokazał się w Romie na tyle, że poszedł do Juventusu. Okazało się, że Polak to jest gwarancja dobrego transferu. Że się przyjmie. Ale taki schemat i podobne mody są wszędzie.

Oczywiście. Po Carlitosie każdy klub w Polsce za cel postawił sobie mieć Hiszpana z drugiej lub trzeciej ligi.

Tak. Nasze kluby stać najwyżej na drugoligowców. A Włosi mogą sobie pozwolić, by kupować wyróżniających się zawodników z naszej ligi.

Polak jest dla włoskich klubów przede wszystkim tani?

Taka Genoa może wyłożyć 4 miliony euro i nie jest to wielkie ryzyko. Gdyby Cracovia grała w pucharach i gdyby Piątek strzelał gole w Europie, to nie kosztowałby 4 miliony, tylko 15. Ale nikt nie zapłaci za zawodnika, który grał tylko w naszej lidze, więcej niż 3–6 milionów. O tym mówi chociażby Dariusz Mioduski. Dopóki nie powstaną u nas kluby, które będą grały w Lidze Mistrzów, albo chociaż regularnie w Lidze Europy, to wartość piłkarzy z polskiej ligi nie wzrośnie. To ma też przełożenie na wycenę całej ligi.

Dlaczego publicznie ostatnio domagał się pan uznania dla włoskiego menedżera Gabriele Giuffridy?

A co w tym złego? Wie pan, to znów polskie piekiełko. Menedżerowie Piątka, czyli Fabryka Futbolu, którzy zresztą bardzo dobre prowadzą jego karierę, zamieścili po podpisaniu umowy z Milanem zdjęcie z Leonardo i Paolo Maldinim. Chwilę wcześniej widziałem prawie takie samo zdjęcie na stronie Milanu, tylko był tam jeszcze Giuffrida. A to jest agent, który we Włoszech reprezentuje zawodników Fabryki Futbolu. To jeden z najlepszych menedżerów we Włoszech i najbardziej szanowanych. Nie twierdzę, że gdyby nie on, nie byłoby transferu Piątka, ale byłoby trudniej. Dlatego napisałem, że na zdjęciu Fabryki Futbolu brakuje GG, który włożył mnóstwo pracy w transfer. A u nas od razu pojawiają się głosy, że Boniek musi mieć w tym interes.

W porządku, ale po co prezes PZPN upomina się publicznie o agenta. Szczególnie o takiego, z którym lata temu współpracował, chociażby sprzedając Thiago Cionka do Polski.

Co wy z tym Cionkiem? Gabriele zadzwonił do mnie, że ma dobrego piłkarza, który nie mieści się w limicie obcokrajowców Atalanty, a że ma polskie korzenie, to może mógłbym załatwić mu klub w ekstraklasie. Powiedziałem, że zadzwonię do Franka Smudy. Kazał go przywieźć, ale po pół godzinie treningu zrezygnował. Pewnie nie spodobało mu się, jak wchodził po schodach, bo przecież Smuda miał takie metody testowania piłkarzy. Ale już Michałowi Probierzowi Cionek się spodobał i go wziął. Wie pan, gdybym nie miał czystego sumienia, to nigdy bym publicznie o uznanie dla Giuffridy się nie upomniał. Ale to mój przyjaciel, podobnie jak inne postaci z włoskiego środowiska piłkarskiego. Jak Mino Raiola czy inni.

Każdy kto przeprowadza transfer Polaka do Włoch, dzwoni najpierw do Bońka?

Nie tylko jak przeprowadza transfer. Latem zadzwonił do mnie mój kumpel z czasów gry w Romie, Carlo Ancelotti. Mówi panu coś to nazwisko? Mówi, że bierze Napoli, że widział dwa mecze reprezentacji na mundialu i że nie wyglądało to dobrze. A on będzie miał w klubie Zielińskiego i Milika i co ja o nich sądzę, jak do nich trzeba podejść, na jakich falach z nimi nadawać. Więc mu powiedziałem wszystko. Ale wie pan co, jeśli ludzie mówią, że to przeze mnie Polacy stali się we Włoszech modni i że maczałem w tym palce, to mogę być z tego tylko dumny.

Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku