Po przegranym finale z Chelsea w 2012 roku i wygranym z Borussią Dortmund rok później kibice z Monachium mieli prawo wierzyć, że dla Bayernu nadchodza złote czasy. Wiarę tę umacniało przyjście Pepa Guardioli i Roberta Lewandowskiego.
Sny o potędze brutalnie weryfikowali jednak rywale z Hiszpanii. W pięciu kolejnych sezonach Bawarczyków sprowadzali na ziemię piłkarze Realu (trzykrotnie), Barcelony i Atletico. A czarę goryczy przelała porażka z Liverpoolem, przed rokiem już w 1/8 finału.
Podziałała jak płachta na byka. Jesienią Bayern wygrał wszystkie mecze w Champions League, zdobył najwięcej bramek, a Robert Lewandowski drugi raz z rzędu został królem strzelców fazy grupowej (10 goli). Nic dziwnego, że to w nim większość ekspertów upatruje szansy na przełamanie przez mistrzów Niemiec złej serii.
Oficjalny serwis Bundesligi przypomina, że w tym sezonie Lewandowski trafia częściej niż Leo Messi, Cristiano Ronaldo i Kylian Mbappe – średnio co 75 minut. W czterech ostatnich spotkaniach przeciw drużynom z Londynu zdobył pięć bramek, a defensywa Chelsea jest dziurawa jak obrona Tottenhamu, której w październiku wbił na wyjeździe dwa gole.
Telefon od sir Alexa
Można powiedzieć, że polski as w stolicy Anglii czuje się jak w domu. Mało brakowało, by kontynuował tu swoją karierę. Kusiła go Chelsea, chcieli go Jose Mourinho i Carlo Ancelotti, ale bliższy podpisania z nim kontraktu był Manchester United.