– Gratuluję mistrzostwa Polski – mówił na konferencji po przegranym 0:2 meczu z Wisłą trener Ruchu Chorzów Dusan Radolsky. Maciej Skorża się uśmiechnął, ale gratulacji na razie nie przyjął. – To ja jeszcze zadzwonię – odpowiedział Radolsky. Jeśli Wisła dalej będzie zwyciężać, zadzwoni najpóźniej za dwa tygodnie. Lider może być mistrzem już w najbliższej kolejce, ale tylko wówczas, jeśli zwycięży w Białymstoku, a Groclin i Legia, tak jak w ten weekend, stracą punkty.
Jak można myśleć o pogoni za liderem, skoro w tym zespole taki piłkarz jak Tomas Jirsak siedzi na ławce rezerwowych. Każdy inny klub, mając w kadrze pomocnika z czeskiej młodzieżówki kupionego za 700 tysięcy euro, pewnie budowałby drużynę wokół niego. W Wiśle Jirsak może liczyć na miejsce w składzie tylko wówczas, gdy nie ma Mauro Cantoro.
Tak właśnie było w meczu z Ruchem. Cantoro musiał polecieć do Argentyny, Jirsak po raz drugi zagrał w lidze od początku do końca i to był jego wieczór. Miał asystę przy golu Pawła Brożka, sam zdobył piękną bramkę strzałem zza pola karnego (tym razem to Brożek mu podawał). Inna sprawa, że Radosław Sobolewski jest wiosną w tak dobrej formie, że każdy piłkarz grający w pomocy obok niego rozkwita. Szkoda, że kadrę Sobolewski uznał już za zamknięty rozdział.
To samo powiedział sobie pewnie po meczu z USA Paweł Brożek. Jemu ostatnie powołanie od Leo Beenhakkera bardziej zaszkodziło, niż pomogło. W sobotę po dwóch tygodniach bez bramki wreszcie zdobył kolejną, już 16. w tym sezonie. Dziś jest najpoważniejszym kandydatem do korony króla strzelców, a byłby jej niemal pewny, gdyby wykorzystywał przynajmniej połowę sytuacji, które ma. Takich jak w pierwszej połowie meczu z Ruchem: w 4. minucie strzelił z 11 metrów obok słupka, w 27. miał tylko dobić piłkę po strzale Sobolewskiego, ale trafił w bramkarza Roberta Mioduszewskiego.
Wisła spokojnie zrobiła swoje i ma już więcej punktów, niż urzędujący wciąż mistrz Zagłębie Lubin zdobył w całym poprzednim sezonie. Zwycięstwo nad Ruchem to był po prostu kolejny skreślony punkt w planie zajęć na wiosnę. Nie było nawet po meczu wielkiej radości: Paweł Brożek po ostatnim gwizdku kłócił się na boisku ze swoim bratem Piotrem, a Jean Paulista jeszcze w czasie meczu uciekł do szatni, obrażony że nie wszedł na boisko.