Rz: Polonia, najbiedniejszy klub ekstraklasy, jest o krok od utrzymania, choć wszyscy skazywali ją na spadek. Przychodząc w zimie do Bytomia, wierzył pan, że się uda, czy trener bez zajęcia po prostu nie odmawia nikomu?
Michał Probierz:
Wierzyłem i wierzę w pracę, dzięki niej można przeciągnąć szczęście na swoją stronę. Tak było w tamtym sezonie, gdy pracowałem w Widzewie, i tak jest teraz. Trener pracuje tam, gdzie go chcą. Duszan Radolski mądrze to ujął: trener jedną ręką podpisuje kontrakt, a w drugiej trzyma walizkę, bo ci, co go zatrudniają, wcześniej czy później będą zwalniać. Mnie już nie chcieli w Widzewie, a Polonia uznała, że coś mogę dać drużynie. Nawet po czterech porażkach słyszałem tutaj, że są z mojej pracy zadowoleni. Przed nami jeszcze mecze z Lechem i Legią, oba trudne, ale jestem przekonany, że nam się uda.
Denerwował się pan, gdy ŁKS prowadził do przerwy w Krakowie, co oznaczało, że wrócicie na miejsce barażowe?
Nawet nie sprawdzałem, jaki jest wynik, dowiedziałem się przypadkowo z radia. Nie patrzę na innych i uczę tego piłkarzy. Liczy się tylko to, jak my gramy.