- Moja decyzja nie czyni nikogo wygranym - oświadczył Leo Beenhakker. Piłkarze zostali zawieszeni po incydencie we Lwowie.
Trener polskiej reprezentacji narodowej konferencji prasowej komentował sprawę, która odbiła się głośnym echem w polskich mediach. Trójka naszych zawodników po przegranym meczu z Ukrainą uczestniczyła w zabawie z dziennikarzami zakrapianej alkoholem, zamiast według poleceń trenera wypoczywać w hotelu. O tym zajściu Beenhakker poinformował prezesa PZPN Michała Listkiewicza.
- Bawi mnie reakcja pewnych osób, że picie alkoholu, to polski sposób bycia, element polskiej kultury. Nie ma problemu, jeśli piłkarz wypije piwo po meczu czy lampkę wina do kolacji. Musi być na to właściwe miejsce i czas. Wiem, że nie pracuję z aniołkami, lecz są pewne granice, których nie można przekroczyć, np. zapamiętanie własnego imienia czy normalne chodzenie. Nie mogę zrozumieć, że nie można bawić się bez alkoholu - stwierdził szkoleniowiec.
Trener nie krył oburzenia, że informacje o zawieszeniu wypłynęły z PZPN. - Normalne jest, że w takiej sytuacji informuję tylko jedną osobę szefa federacji. Później okazuje się, że sprawę nagłaśnia pan Zbigniew Koźmiński. W jakim charakterze to zrobił? Jako rzecznik prasowy PZPN? Członek zarządu PZPN? Osoba prywatna? To nie jest normalne - mówił na konferencji prasowej Holender.
Leo Beenhakker ponownie powołał do kadry Pawła Brożka z Wisły Kraków. Zabrakło natomiast w składzie Artura Wichniarka, który w dwóch pierwszych kolejkach Bundesligi strzelił trzy bramki. Poza reprezentacją znaleźli się też bramkarz Manchesteru United Tomasz Kuszczak i były kapitan drużyny Maciej Żurawski.