– Kupiłbym bilet na ten mecz – żartował przed spotkaniem w Londynie Juergen Klopp. We wtorek mógł się poczuć jak kibic, bo znów musiał usiąść na trybunach (kara za atak na sędziego w Neapolu). Usiadł i patrzył, jak jego piłkarze psują Arsene'owi Wengerowi 64. urodziny.
Zaczęli w 16. minucie. Marco Reus odebrał przed polem karnym piłkę Aaronowi Ramseyowi, a Robert Lewandowski podał do Henricha Mchitariana, który nie miał problemów z pokonaniem Wojciecha Szczęsnego. Arsenal długo nie potrafił odpowiedzieć na straconego gola, nie przypominał drużyny, która zachwycała ostatnio w Premiership i przewodzi tabeli, zupełnie niewidoczny był Mesut Oezil, najdroższy i najlepszy letni transfer londyńczyków. W 38. minucie uderzenie Tomasa Rosicky'ego zza pola karnego wybił z linii bramkowej Mats Hummels, ale jeszcze przed przerwą wyrównał Olivier Giroud. Francuz wykorzystał nieporozumienie między Nevenem Suboticiem a Romanem Weidenfellerem.
Arsenal lepszą twarz pokazał w drugiej połowie, aktywniejszy był Oezil, Santi Cazorla trafił w poprzeczkę. Ale to Borussia zadała nokautujący cios, wyprowadzając w 82. minucie kontratak zakończony dośrodkowaniem Kevina Grosskreutza i strzałem Lewandowskiego. Szczęsny mógł tylko bezradnie rozłożyć ręce i pogratulować koledze z reprezentacji.
„Lewandowski wyrósł jak spod ziemi" – napisał magazyn Kicker. Polak zrobił to, co nie udało mu się tydzień temu na Wembley. Z 10 ostatnich goli Borussii w LM zdobył siedem, ale angielskie media grzmią, że we wtorek powinien dostać czerwoną kartkę za uderzenie łokciem w twarz w walce o piłkę Laurenta Koscielnego. Jakub Błaszczykowski wyszedł w podstawowym składzie, w 66. minucie zmienił go Pierre-Emerick Aubameyang.
– Pokazaliśmy wielką dojrzałość, zwłaszcza w ostatnich ośmiu minutach – skomentował grę swoich zawodników Klopp. – Przegraliśmy, bo nie byliśmy wystarczająco uważni. Zapomnieliśmy, że jeśli nie można zwyciężyć, trzeba przynajmniej zremisować – powiedział Wenger.