Rzeczpospolita: Jak się panu podobał mecz we Frankfurcie?
Zbigniew Boniek: Zagraliśmy na tyle dobrze, na ile było nas stać. Oczywiście nie można być zadowolonym po porażce i nie jestem po przegranej z Niemcami. Było kilka pozytywnych chwil, to, jak zareagowaliśmy na stracone bramki. Jadąc jednak na mecz z mistrzem świata na jego terenie, nie można liczyć na wygraną na punkty. Gdy chce się walczyć z Kliczką w jego mieście, jedyna szansa na wygraną to nokaut. A my nie potrafiliśmy Niemców znokautować. Może gdyby w kluczowym momencie...
...Ma pan na myśli 45. minutę i szansę Roberta Lewandowskiego?
Nie, myślę o sytuacji Kamila Grosickiego, który zamiast strzelać, może powinien jeszcze próbować dryblingu. Gdyby dał się sfaulować, mielibyśmy rzut karny dla nas i czerwoną kartkę dla Jerome'a Boatenga. Ale nie ma z drugiej strony co gdybać. Planując drogę na Euro 2016 do Francji, zakładałem jeden punkt zdobyty w meczach z Niemcami – remis u siebie. Tymczasem wygraliśmy w Warszawie, w dwumeczu mamy korzystniejszy bilans. Mecz we Frankfurcie już za nami, nie ma co się więcej na jego temat rozwodzić.
Podobnie jak na temat Gibraltaru, z którym gramy dziś. Trzeba wygrać, dopisać sobie trzy punty i tyle.