– Legia nie sprowadziła mnie po to, bym zwiedzał stadiony, tylko zdobywał gole. To moja praca – mówi Nemanja Nikolić. Wywiązuje się z niej doskonale, trafia średnio co 64 minuty. Trzy sezony temu już byłby królem strzelców, w tym mniej bramek od niego ma aż pięć drużyn ekstraklasy, m.in. zamykający tabelę Lech.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że Legia zrobiła interes życia, pozyskując Nikolicia z Videotonu bez kwoty odstępnego. Portal Transfermarkt.de wycenia na razie 27-letniego napastnika na 1,3 mln euro, ale jeśli Węgrzy pokonają w listopadowych barażach Norwegów i pojadą na Euro 2016, jego wartość wzrośnie znacznie i po turnieju we Francji może być ciężko go zatrzymać.
Kiedy Legia i Lech rywalizowały o tytuł, nikt się nie spodziewał, że kilka miesięcy później przypadną im nowe role. Legia w przypadku zwycięstwa w niedzielę może awansować co najwyżej na drugie miejsce, a ostatni w tabeli Lech wyprzedzić tylko Górnika Zabrze.
Do Warszawy obrońcy tytułu przyjadą osłabieni: za kartki pauzuje Łukasz Trałka, kontuzjowany jest Darko Jevtić. Paulus Arajuuri zmaga się z grypą, a Szymon Pawłowski i Marcin Robak z drobnymi urazami. Cała trójka nie poleciała do Florencji na mecz Ligi Europejskiej, ale w niedzielę powinni wyjść na boisko. To będzie szczególny mecz dla Jana Urbana, który przed dwoma laty świętował z Legią mistrzostwo.
Sentymentalnie będzie też na innych stadionach. Marcin Brosz, który wprowadził Piasta do ekstraklasy, wraca do Gliwic jako trener Korony. Już dziś w Chorzowie Łukasz Surma rozegra 500. mecz w lidze. Rywalem Ruchu będzie Śląsk.