Minęła jedna trzecia sezonu Premier League, a na horyzoncie nie widać nikogo, kto mógłby rzucić im wyzwanie. Liverpool pokonał w niedzielę Manchester City (2:0) i powiększył przewagę nad mistrzami Anglii do 11 punktów, Arsenal i Chelsea wyprzedza o dziewięć.
Takiej przewagi nad grupą pościgową zespół z Anfield nie miał, odkąd sięgnął po ostatni tytuł (2020). To pokaźna zaliczka, choć trzeba pamiętać, że sezon jest długi, a na Wyspach zbliża się tradycyjny maraton świąteczno-noworoczny, w którym niejeden faworyt wpadł już w turbulencje.
Liverpool wygląda jednak na razie na ekipę, której niegroźna jest żadna burza. W Premier League przegrał tylko raz (jeszcze we wrześniu z Nottingham Forest 0:1), w Lidze Mistrzów prowadzi z kompletem zwycięstw, co więcej – stracił tylko jednego gola, choć nie miał wcale łatwych rywali. Pokonał już Milan (3:1), Bolognę (2:0), RB Lipsk (1:0), Bayer Leverkusen (4:0), a kilka dni temu Real (2:0).
Arne Slot: Nie spodziewałem się takiego startu sezonu
– Nie sądzę, żeby ktokolwiek, włącznie ze mną, spodziewał się takiego startu sezonu. Wiedziałem, że Juergen zostawił zespół w bardzo dobrej kondycji, ale mimo wszystko wygranie tak wielu meczów z tak trudnymi przeciwnikami nie jest czymś, co można przewidzieć – mówi Arne Slot.
Już po zwycięstwie nad Realem – pierwszym od 15 lat – nie szczędził pochwał swoim piłkarzom, choć zaznaczał, że nie podobało mu się to, że byli niedbali. Po wygranej z City stwierdził, że otarli się o doskonałość, bo to jedyny sposób, aby pokonać tak wymagającego rywala – nawet jeśli wpadł w kryzys, jakiego nie doświadczył jeszcze za kadencji Pepa Guardioli.