W Katalonii żałują pewnie, że zaczyna się właśnie przerwa na mecze reprezentacji w Lidze Narodów. Podczas gdy najgroźniejsi rywale tracą punkty, Barcelona prze do przodu, jakby chciała udowodnić, że jest w stanie zrzucić z tronu jeszcze silniejszy kadrowo niż w ubiegłym sezonie Real Madryt.
Pokonała Valencię (2:1), Athletic Bilbao (2:1) i Rayo Vallecano (2:1), a następnie rozbiła Valladolid (7:0) i już na starcie sezonu wypracowała sobie czteropunktową przewagę nad grupą pościgową. Atletico pogubiło punkty w meczach z Villarrealem (2:2) i Espanyolem (0:0), a Real potknął się na Majorce (1:1) i w Las Palmas (1:1).
Barcelona czekała na to sześć lat
Kataloński dziennik “Mundo Deportivo” pisze, że Barcelona pod wodzą Hansiego Flicka zaczyna być dobrze naoliwioną maszyną - nienasyconą, żądną bramek i trofeów. Gazeta przypomina, że po raz ostatni Barca strzeliła co najmniej siedem goli w 2018 roku, a z 11 poprzednich sezonów, które zaczynała od czterech zwycięstw, aż dziewięć kończyła jako mistrz.
Czytaj więcej
Zmiany dotyczą zarówno Ligi Mistrzów, jak i Ligi Europy oraz Ligi Konferencji. Rewolucyjny sezon rozpocznie się 17 września, gdy wystartuje zreformowana Champions League.
- Pokazaliśmy, że nie potrzebujemy wzmocnień - mówi Raphinha, który w sobotę uciszył krytyków, strzelając trzy gole i dorzucając dwie asysty. - Nie wiem, czy to był mój najlepszy występ, ale pewnie jeden z najlepszych. To pierwszy hat-trick w mojej karierze. Ciężko pracowałem, odkąd wróciłem z wakacji. Wiedziałem, że ten sezon będzie dla mnie bardzo ważny. Chcę pomóc kolegom - opowiadał Brazylijczyk przed kamerami DAZN.