Legia rozbiła Cracovię 4:0, wysyłając jasny sygnał, że tytułu w tym roku nie zamierza stracić na ostatniej prostej – jak miało to miejsce w poprzednim sezonie. Mimo to trener Stanisław Czerczesow budzi mieszane uczucia, nawet wśród kibiców Legii. Podczas konferencji prasowych Rosjanin z rozmysłem nie odpowiada na pytania, tylko zbywa je kpiną oraz nie najwyższych lotów żartami. Potrafi też być gburowaty, czego przykład dał chociażby po zwycięstwie z Cracovią, gdy przerwał wywiad na żywo przeprowadzany przez reportera Canal+ tuż po meczu. Czerczesowowi nie podobały się pytania.
Wizerunek medialny trenera dla właścicieli Legii – którzy z PR-rem i szeroko pojętym marketingiem bardzo się liczą – nie jest jednak nawet w połowie tak ważny, jak sposób prowadzenia drużyny przez Czerczesowa. A Rosjaninowi jednego nie można odmówić – nie pozwala na rozprężenie i nie dopuszcza do kryzysów. Od kiedy objął Legię, tylko raz się zdarzyło, by w dwóch meczach z rzędu jego zespół stracił punkty. Na początku jego pracy w Warszawie Legia przegrała w ostatnim meczu Ligi Europejskiej z Napoli (2:5), a następnie zremisowała z Piastem (1:1). W ekstraklasie jego drużynie się nie zdarzyło, by po porażce czy remisie nie przyszło zwycięstwo.
Legia w miniony wtorek tylko bezbramkowo zremisowała w Chorzowie z Ruchem. I trzeba przyznać, że szczególnie w drugiej połowie Ruch był zespołem lepszym i stworzył więcej dogodnych sytuacji podbramkowych. Trzy dni później Legia była już jednak zupełnie innym zespołem, a Cracovia miała pecha, że padło na nią.
Kto wie, czy najważniejszą postacią zespołu z Warszawy nie stał się wiosną Aleksandar Prijović. Serb ze szwajcarskim paszportem imponuje formą. W piątek to znowu on – już w szóstej minucie gry – strzelił pierwszego gola. Przy stanie 1:0 dla gospodarzy świetną okazję do wyrównania miał Mateusz Cetnarski, ale jego zbyt lekkie uderzenie obronił Arkadiusz Malarz – kolejny, który faworytem kibiców do niedawna nie był, a teraz od jego postawy tak wiele zależy. Prijović popisał się jeszcze asystą przy golu na 4:0, a szczęśliwym strzelcem, który zdobył swoją debiutancką bramkę w Legii, był wprowadzony w 72. minucie Kasper Hamalainen.
Trzeciego gola zaliczono Nemanji Nikoliciowi, ale nawet powtórki telewizyjne jednoznacznie nie rozstrzygają, czy reprezentant Węgier faktycznie piłki dośrodkowanej przez Guilherme dotknął, czy też było to trafienie Brazylijczyka bezpośrednio z rzutu rożnego. Skoro jednak statystycy zaliczają trafienie Nikoliciowi, warto zaznaczyć, że tym samym dorobek strzelecki napastnika Legii będzie już z pewnością najlepszym wynikiem w XXI wieku. To 26. trafienie legionisty w tym sezonie – w 2005 roku królem strzelców z 25 golami został Tomasz Frankowski z Wisły Kraków.