Historię futbolu tworzą w dużym stopniu mistrzostwa świata, więc wtorkowy mecz ze Szwecją na Stadionie Śląskim był dla kilku kadrowiczów ostatnią szansą, aby się w niej zapisać. Liderzy, których kiedyś nazwaliśmy pokoleniem „Chcę więcej”, wykorzystali szansę, aby wycisnąć z reprezentacyjnej kariery coś jeszcze.
Robert Lewandowski, Grzegorz Krychowiak i Kamil Glik mogą nie dotrwać do kolejnego mundialu. Najmłodszy z nich w dniu rozpoczęcia imprezy będzie miał 36 lat. Weteranom groziło, że szczytem przygody z drużyną narodową będzie dla nich ćwierćfinał mistrzostw Europy. Wyżej w XXI wieku sięgali nawet Rosjanie, Turcy, Grecy, Czesi i Walijczycy.
Czytaj więcej
Awansując na mistrzostwa w Katarze, reprezentacja Polski zapewniła PZPN co najmniej 10,5 mln dolarów wpływów. Piłkarze już rozbili bank, ale zarobić można dużo więcej. Premie są rekordowe.
Liderzy kadry to milenialsi, wychowywali się w kulcie mundiali. Lewandowski może bić rekordy i kolekcjonować trofea Bundesligi, ale bez sukcesu z kadrą nie zastąpi w zbiorowej wyobraźni polskiego kibica Kazimierza Deyny czy Zbigniewa Bońka, którzy sukcesy potrafili osiągać także z orłem na piersi.
Mecz dziesięciolecia
Mistrzostwa świata to wciąż impreza elitarna, ale to już długo nie potrwa. Międzynarodowe federacje gonią za pieniądzem, mundiale i Euro się rozrastają pod pretekstem demokratyzacji piłki, więc inflacja wartości najważniejszej imprezy czterolecia jest nieuchronna. Ten proces dotknął już mistrzostw Europy. W zawodach kiedyś dla nas niedostępnych bawimy się regularnie od 2008 roku.