Selekcjoner mocno przeżył wygraną nad Szwedami (2:0). Padł po ostatnim gwizdku na murawę, wcześniej popłynęły łzy. - Całe życie przeszło mi przed oczami: klatka po klatce, wszystkie wzloty i upadki - wyjaśnia szkoleniowiec biało-czerwonych. - Tytuł, który napisał, że podzieliłem Polskę, jutro powinien napisać, że ją połączyłem, ale tego się nie spodziewam - dodaje.
Michniewicz przyznaje, że Kamil Glik zaczął mecz z drobną kontuzją, który dał o sobie znać już na początku spotkania. - Miał lekki uraz, pewnie większość piłkarzy nie wyszłaby z nim nawet na rozgrzewkę. Mówił, żeby mieć w gotowości kogoś za niego, w każdym momencie. Byliśmy na to przygotowani, ale to twardziel. Wytrzymał i zagrał - wyjaśnia selekcjoner.
Czytaj więcej
Polacy pokonali Szwedów 2:0 i zagrają na mistrzostwach świata. Gole strzelali Robert Lewandowski i Piotr Zieliński, a trener Czesław Michniewicz się rozpłakał.
Pierwsza połowa nie układała się Polakom. Inicjatywę na boisku długo mieli rywale, to oni tworzyli groźniejsze okazje. Nasz zespół odblokował dopiero pierwszy gol. Rzut karny podyktowany za faul na Grzegorzu Krychowiaku wykorzystał Robert Lewandowski.
- Pierwsza połowa była nerwowa, ale czasem jedna akcja odmienia grę. Poczuliśmy się pewniej. Wiedzieliśmy, że to będzie nasz mecz. Pomógł też doping. Atmosfera na stadionie była fantastyczna - podkreśla Krychowiak, który wszedł na boisko po przerwie. - Moja pierwsza myśl? Chciałem pokazać trenerowi, że się mylił - nie kryje nasz zawodnik.