Selekcjoner mocno przeżył wygraną nad Szwedami (2:0). Padł po ostatnim gwizdku na murawę, wcześniej popłynęły łzy. - Całe życie przeszło mi przed oczami: klatka po klatce, wszystkie wzloty i upadki - wyjaśnia szkoleniowiec biało-czerwonych. - Tytuł, który napisał, że podzieliłem Polskę, jutro powinien napisać, że ją połączyłem, ale tego się nie spodziewam - dodaje.
Michniewicz przyznaje, że Kamil Glik zaczął mecz z drobną kontuzją, który dał o sobie znać już na początku spotkania. - Miał lekki uraz, pewnie większość piłkarzy nie wyszłaby z nim nawet na rozgrzewkę. Mówił, żeby mieć w gotowości kogoś za niego, w każdym momencie. Byliśmy na to przygotowani, ale to twardziel. Wytrzymał i zagrał - wyjaśnia selekcjoner.