Lechia została przejęta na początku 2014 roku przez tajemnicze konsorcjum, którego główną postacią jest Franz-Josef Wernze. Kręcili się też wokół klubu menedżerowie, łącznie z byłym agentem piłkarskim Adamem Mandziarą (jest prezesem Lechii). Piłkarzy w hurtowych ilościach sprowadzano do Gdańska, i z niego odprawiano. Na pełnych obrotach kręciła się też trenerska karuzela – to wszystko nie sprzyjało stabilizacji i wynikom sportowym.
Bogata jak na polskie warunki Lechia, zamiast rzucać wyzwanie Legii, musiała do ostatnich chwil sezonu zasadniczego walczyć, by nie znaleźć się w grupie spadkowej.
Latem tego roku nie było aż takiego zamieszania. Piłkarzy nie zwożono ciężarówkami, można było sądzić, że w końcu postawiono na jakość. Nie doszło też do zmiany trenera, a Piotr Nowak jest najdłużej pracującym szkoleniowcem, od kiedy doszło do zmian właścicielskich w Gdańsku.
Najwięcej obiecywano sobie po transferze Rafała Wolskiego. Ten niegdyś uchodzący za jedną z największych nadziei polskiej piłki wychowanek Legii w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu błyszczał w Wiśle Kraków. Na razie środkowy pomocnik, który nie przebił się we Włoszech i w Belgii, nie stanowi jeszcze tak bardzo o sile nowego klubu, jak jesienią w Krakowie, ale już ma pewne miejsce w składzie.
W ataku ekipa Nowaka wygląda imponująco, o defensywę było więcej obaw. Przed startem sezonu krążyły nawet żarty, że klub z Gdańska będzie stosował nowatorską taktykę gry samymi ofensywnymi pomocnikami. Ostatnio pomyślano jednak o wzmocnieniu obrony.