Tuż przed wylotem do Sztokholmu, po ostatnim treningu piłkarze Jose Mourinho ustawili się w kółku i minutą ciszy uczcili pamięć tych, którzy zginęli w poniedziałkowy wieczór. Najważniejszy od kilku lat mecz drużyny z Old Trafford odbędzie się w cieniu ataku terrorystycznego. Po koncercie amerykańskiej wokalistki Ariany Grande w hali Manchester Arena zamachowiec samobójca zdetonował ładunek wybuchowy. Śmierć poniosły 22 osoby, co najmniej 59 zostało rannych.
UEFA zapewnia, że nie ma podstaw, by sądzić, że finał Ligi Europejskiej może być celem terrorystów, ale jak zawsze w takich sytuacjach prosi kibiców, by zjawili się na stadionie wcześniej. Po kwietniowym ataku na ulicach Sztokholmu policja zaostrzyła środki bezpieczeństwa. By wejść na Friends Arena, trzeba będzie pokonać trzy szczegółowe kontrole.
Angielski klub odwołał konferencję prasową, flagi przy Old Trafford opuszczono do połowy masztów. „Nie potrafimy wyrzucić tego z naszych umysłów" – napisał na Twitterze Mourinho. Kondolencje i wyrazy współczucia płyną również z Amsterdamu.
Kiedy Czerwone Diabły awansowały poprzednio do finału europejskich rozgrywek, zespół prowadził sir Alex Ferguson. W bramce stał Edwin van der Sar, opaskę kapitańską nosił Nemanja Vidić, w pomocy biegał niezniszczalny Ryan Giggs, a na ławce siedział Tomasz Kuszczak. Był rok 2011, United drugi raz w ciągu trzech sezonów nie dali rady Barcelonie Pepa Guardioli.
Od ostatniego triumfu Manchesteru w Lidze Mistrzów mija dziewięć lat, od wygranej Ajaksu – aż 22. Ponad połowy zawodników klubu z Amsterdamu, z Kasprem Dolbergiem i Justinem Kluivertem na czele, nie było jeszcze wówczas na świecie. Ajax wrócił do korzeni, znów szkoli najlepiej w Europie i udowadnia niedowiarkom, że – choć to w dzisiejszych czasach coraz trudniejsze – nie trzeba wydawać milionów na gwiazdy i płacić im bajecznych pensji, by walczyć o puchary.