Mecz Arki z Lechią to może na razie tylko wydarzenie na skalę lokalną, a nie ogólnopolską, ale dla kibiców obu klubów nie ma nic ważniejszego. Czekali aż do dzisiaj, by ich drużyny mogły się zmierzyć w ekstraklasie. Trener Arki Czesław Michniewicz po wywalczeniu tylko 3 punktów w meczach z Wisłą, Legią i Lechem tym razem musi wygrać. Strata punktów ze wspomnianymi trzema drużynami to nie wstyd. W meczu z Lechią u siebie dobrym wynikiem będzie tylko zwycięstwo.
Biletów nie ma już od dawna, nie wiadomo jednak, czy mecz nie zostanie zbojkotowany przez fanów gości, którzy uznali, że działacze Arki, udostępniając im tylko 300 wejściówek, złamali przepisy.
Dla trenera Lecha Franciszka Smudy mecze z Legią to wyzwanie. Zadrę w sercu nosi od kilku lat, na jego trenerskim talencie z wielkich polskich klubów nie poznali się tylko w Warszawie. Upokarzał Legię jako trener Widzewa, zdobywając dwa tytuły mistrzowskie na Łazienkowskiej, ale kiedy w końcu trafił do Warszawy, nie poradził sobie. Sprowadził Tomasza Łapińskiego, Marka Citkę i Rafała Siadaczkę, próbując zaszczepić w Legii Widzew. Piłkarze leczyli kontuzje, trener szybko musiał się pożegnać.
Smuda odbudowywał nazwisko powoli. Najpierw w Zagłębiu Lubin, które z ostatniego miejsca w tabeli wyprowadził na trzecie. Potem przeniósł się do Poznania, by budować wielkiego Lecha, który właśnie połączył się z Amicą Wronki.
Gdyby Legia przyjechała na Bułgarską na początku sezonu, gdy była słaba, rozpędzony wówczas Lech mógłby się pokusić o rekordowy wynik. Legia przyjeżdża jednak odbudowana, po pięciu zwycięskich meczach z rzędu, w których straciła tylko jedną bramkę. Obrona Dickson Choto – Inaki Astiz znowu stała się nie do przejścia, a linia pomocy przypomniała sobie, dlaczego jest nazywana najbardziej ofensywną w lidze. W niedzielę zderzy się z obroną Lecha, w której nie będzie kontuzjowanych Bartosza Bosackiego i Zlatka Tanevskiego. Jeśli Legia wygra, ucieknie Lechowi na 4 punkty. Jan Urban przyjął metodę Smudy i krytykuje swoich piłkarzy nawet po zwycięstwach.