Nie przegrać to mało

Ich nieprzyjaźń ma długą historię, ale rzadko zdarzały się w niej mecze o taką stawkę. Kto wygra, będzie blisko mistrzostwa. Transmisja w TVP2 o godz. 17

Publikacja: 25.04.2009 03:06

Jesienią Lech zremisował z Legią 0:0. Teraz taki wynik ucieszyłby przede wszystkim Wisłę Kraków

Jesienią Lech zremisował z Legią 0:0. Teraz taki wynik ucieszyłby przede wszystkim Wisłę Kraków

Foto: Fotorzepa, bartosz jankowski Bartosz Jankowski

To było niemal równo rok temu, też w 25. kolejce sezonu. Niedawno, ale czasy wydają się dziś odległe. Lech był jeszcze wtedy silny głównie Polakami, a nie obcokrajowcami. Piotr R. był symbolem klubu opisywanym pełnym nazwiskiem, i to on najczęściej odpowiadał na pytania o świętą wojnę z Legią, a trenera Franciszka Smudy jeszcze nie wysyłano do reprezentacji na miejsce Leo Beenhakkera.

Taki Lech przyjechał na Łazienkowską, wygrał 1:0 po bramce Przemysława Pitrego i przerwał 13 lat czekania na ligowe zwycięstwo w Warszawie. Przy okazji pozbawił rywala szans na tytuł, ale one i tak były wtedy iluzoryczne, bo Wisła miała ogromną przewagę.

Od tamtego czasu nikt już Legii w lidze na Łazienkowskiej nie pokonał, a niedzielny mecz będzie miał znaczenie nieporównywalne z tym sprzed roku. Nowy lider ligi (nie uwzględniając tymczasowego prowadzenia Wisły, wywalczonego w piątek) zagra z drużyną, którą w ostatniej kolejce zepchnął z prowadzenia i ma nad nią punkt przewagi. Dla obu stron liczy się tylko zwycięstwo. Remis oznacza prezent dla Wisły, najlepszej drużyny wiosny. Lech z ostatnich pięciu meczów wygrał jeden, cztery zremisował i na więcej strat nie może sobie pozwolić.

Legia gra o coś więcej niż punkty: o uwiarygodnienie się w roli lidera. Ma najwięcej punktów, strzeliła najwięcej bramek i najmniej straciła, ale częściej się ją krytykuje, niż chwali, nie bez powodu. Z drużyn, z którymi rywalizuje o mistrzostwo, na razie potrafiła pokonać tylko Wisłę u siebie. Z Polonią dwa razy zremisowała, w Poznaniu jesienią było 0:0.

Mecz pokaże TVP 2 i odkodowany Canal+ Sport, na trybunach usiądą menedżerowie ze wszystkich stron Europy. Przyjadą dla Takesure Chinyamy, który z szaleńca z piłką przy nodze zmienił się w najskuteczniejszego, obok Pawła Brożka, piłkarza ligi, dla Roberta Lewandowskiego, którego Legia nie chciała, a w Lechu zachwyca, dla mistrza ostatniego podania Semira Stilicia i wielu innych.

Chcieliby zobaczyć również Hernana Rengifo, ale napastnik Lecha nie zdążył dojść do siebie po kontuzji kolana. To będzie właściwie jedyny wielki nieobecny meczu. Dickson Choto się wyleczył, a z nim obrona Legii jest warta dwa razy więcej. Tak jak obrona Lecha z Manuelem Arboledą, być może jedynym piłkarzem w lidze, którego Chinyama się boi. Lechowi jeszcze bramki nie strzelił.

Trener Jan Urban pytany o atuty swojej drużyny mówi: „Takesure w formie”, a dopiero potem wspomina, że ma też kreatywniejszych pomocników niż Lech. – I to właśnie w linii pomocy ten mecz się rozstrzygnie, bo obie drużyny zagrają jednym napastnikiem – tłumaczy Urban.

Kibice Legii podobno są już bliscy zakończenia sporu z klubem i z tej okazji mają dopingować w niedzielę tak jak dawniej, ale znaczenie tego konfliktu dla wyników drużyny jest żadne. Legia bez kibiców wygrała u siebie dziewięć meczów, a dwa zremisowała. Lepszy bilans ma tylko Wisła. Ale Lech, nie wiedzieć czemu wciąż uważany za drużynę własnego boiska, w tym sezonie na wyjazdach nie ma sobie równych. Jest też niepokonany od 15 spotkań. Tyle że w niedzielę nie przegrać – to za mało.

Piłka nożna
Liga Konferencji. Solidna zaliczka Jagiellonii Białystok
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Harry Kane poszedł w ślady Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Manchester City - Real Madryt. Widowisko w Lidze Mistrzów, Vinicius Junior ukradł wieczór
Piłka nożna
Manchester City – Real Madryt. Mecz dwóch poranionych drużyn
Piłka nożna
Barcelona skorzystała z prezentu. Pomogła bramka Roberta Lewandowskiego