Mirosław Drzewiecki, polityk z Łodzi, w dniu startu ligi zarządził kontrolę w PZPN. Ministrowi nie podoba się, że ekstraklasa gra mimo niewyjaśnionej sytuacji kilku klubów.
Drzewiecki poinformował o tym kilka godzin przed pierwszym meczem i po nieudanej mediacji w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym między PZPN a ŁKS. Reprezentujący związek mecenas Marcin Wojcieszak nie chciał nawet siadać do stołu, podtrzymał tylko wcześniejsze stanowisko Komisji Licencyjnej, która uznała, że ŁKS nie dostanie licencji i w ekstraklasie nie zagra. Głównie dlatego, że za późno dostarczył dokumenty, ale jak wynika z nieoficjalnych informacji z PZPN, i nowe dokumenty nie gwarantowały poprawy sytuacji finansowej klubu.
Minister chce skontrolować działalność PZPN „pod względem zgodności z prawem, statutem i regulaminami w zakresie procesu licencyjnego wybranych klubów”. Czytaj: minister chce się dowiedzieć, czy w sprawie ŁKS nie dało się zrobić nic więcej. Drzewiecki stwierdził, że skoro trwają jeszcze postępowania sądowe, rozgrywanie meczów ŁKS, a także Widzewa (czeka, co w sprawie jego degradacji orzeknie Trybunał Arbitrażowy przy PKOl, na razie jest klubem I ligi) i Cracovii nie ma sensu. Zaapelował o przełożenie inauguracji rozgrywek, nie posłuchały go jednak ani Ekstraklasa, ani PZPN.
Skarga ŁKS ma zostać rozpatrzona przez Wojewódzki Sąd Administracyjny 12 sierpnia, ale i to może jeszcze nie zakończyć ścieżki odwoławczej. W najbliższych dniach sprawą Widzewa ma się zająć Trybunał Arbitrażowy. Na Cracovię, która zajęła miejsce w ekstraklasie kosztem ŁKS, padło podejrzenie o nieprawidłowości przy ubieganiu się o licencję. Sprawa trafiła do prokuratury.
– Podobno minister chce przejrzeć dokumenty licencyjne. Będzie z tym problem, bo one są poufne. Możemy je przekazać tylko sądowi – mówi rzecznik PZPN Jakub Kwiatkowski.