„Bracia, słuchajcie, nie wiem jak wy, ale jeśli będzie dzisiaj minuta ciszy, to ja nie zamierzam jej uszanować. Kiedy niedawno zmarł jeden z nas, klub nie wyraził zgody na jego uczczenie” – tak, według portalu legia.com.pl, krzyczał człowiek z megafonem przed meczem kolejki, w którym Legia podejmowała wicelidera Ruch Chorzów. W dniu meczu zmarł Jan Wejchert, jeden ze współwłaścicieli klubu i firmy ITI, z którą część kibiców Legii toczy od czterech lat wojnę.
Kilku „braci” posłuchało swojego przywódcy, przedstawianego zresztą jako zdolny student socjologii. Wychodzące na boisko drużyny powitali okrzykiem „Jeszcze jeden”. Reszta kibiców zareagowała na to buczeniem. Kiedy w ósmej minucie Marcin Mięciel strzelał Ruchowi pierwszego z dwóch goli, trybuny były zajęte przyglądaniem się, jak ochrona wyprowadza z trybun człowieka z megafonem. Próbowało go bronić kilku kolegów, ale większość kibiców pozostała na swoich miejscach.
Być może to znak, że grupa radykałów ostatecznie traci poparcie reszty fanów. W sobotę pokazała, że nie jest godnym partnerem do rozmów. Na hasło „wychodzimy” zareagowała garstka, inni nie chcieli protestować, bo rozumieli zachowanie ochrony.
Legia wygrała z Ruchem 2:0, drugiego gola również strzelił Mięciel. Sebastian Szałachowski opuścił boisko z powodu kontuzji jeszcze w pierwszej połowie, Maciej Rybus i Mięciel – z tego samego powodu w drugiej. A już w piątek Legię czeka mecz jesieni: z Wisłą w Sosnowcu.
Spotkanie na Łazienkowskiej oglądał z trybun Maciej Skorża. Jego drużyna – już z Łukaszem Gargułą i Rafałem Boguskim – wygrała z Koroną Kielce 3:2, a bardzo pomógł w tym jej były zawodnik Nikola Mijailović. Serb wrócił do polskiej ligi po dwóch latach, ale jak był chamem, tak jest. Na szczęście w 22. minucie nie trafił Wojciecha Łobodzińskiego łokciem tam, gdzie zamierzał. Dzięki temu Łobodziński ma nadal wszystkie zęby, ale Mijailović i tak zobaczył czerwoną kartkę.