Od wtorku kibice Lecha unikają czarnych kotów, przechodzenia pod drabiną i słowa „mistrz”. Zastanawiali się nawet, czy ich piłkarze dobrze zrobili, godząc się na sesję zdjęć z przymierzania garniturów na niedzielną galę ekstraklasy. Zamiana miejsc na szczycie ligi w ostatnich minutach 29. kolejki była niesamowita, ale lepiej nie zapeszać. Sezon się jeszcze nie skończył.
Do szóstego mistrzostwa, pierwszego od 17 lat, Lechowi potrzebne jest zwycięstwo nad Zagłębiem Lubin, które już utrzymało się w lidze. Teraz piłkarze z Lubina grają tylko o mołojecką sławę i specjalną premię od zarządu za zabranie punktów Lechowi. Zagłębie wiosną przez długi czas było niepokonane, a nad drużyną ciągle unosi się widmo Franciszka Smudy. Niby trener odszedł już do pracy z reprezentacją, ale nie ukrywa, że od czasu do czasu podpowie coś swojemu byłemu asystentowi Markowi Bajorowi.
[srodtytul]Kasperczak: nie taki piękny Lech [/srodtytul]
Wcześniej Smuda razem z Bajorem pracowali w Poznaniu, w Zagłębiu gra też Iljan Micanski, wicelider strzelców, na którym w Lechu się nie poznali.
Zagłębie, nie przegrywając w sobotę, może dać tytuł Wiśle, pod warunkiem że obrońca tytułu pokona mającą ciągle szanse na utrzymanie Odrę. Nerwy puszczają Henrykowi Kasperczakowi. Jego piłkarze po remisie z Cracovią przyznali, że w mistrzostwo już nie wierzą, a Kasperczak zostanie w Wiśle, tylko jeśli drużyna zakończy sezon na pierwszym miejscu.